czwartek, 1 marca 2012

rozdział ósmy .

***
obudziłam się cała podekscytowana wczorajszymi wydarzeniami. tanecznym krokiem zeszłam do kuchni i przygotowałam kanapki z nutellą. zjadłam je i rozłożyłam się na kanapie w salonie po czym włączyłam telewizje na kanale z plotkarskim programem. zaczął się od wymyślnych historyjek o Ladzy Gadze. zaskoczył mnie widok zdjęcia, gdy ja i Liam całowaliśmy się przed moim domem. nawet nie zauważyłam wtedy, że ktoś robuł nam zdjęcia. byłam zbyt zajęta smakowaniem jego słodkich ust.
- tak? - powiedziałam rozmarzonym głosem odbierając telefon.
- sądząc po Twoim głosie stwierdzam, że o mnie myślałaś. - od razu rozpoznałam charakterystyczny ton. to był Liam.
- hahaha, zgadłeś. - odpowiedziałam śmiejąc się.
- to skoro tak bardzo się za mną stęskniłaś może spotkamy się dziś? - zaproponował. miał rację. stęskniłam się, choć widzieliśmy się niedawno.
- a chętnie. a co będziemy robić? - skierowałam ku niemu kolejne pytanie.
- hm... kontynuować to, co zaczęliśmy wczoraj wieczorem. - hahahaha, rozwaliła mnie ta jego propozycja.
- heh, okej. to o której?
- za godzinkę?
- okej. wpadniesz po mnie, czy jak? - zapytałam
- pewnie. 
- to do zobaczenia. 
- no pa. - powiedział, a ja przycisnęłam czerwoną słuchawkę, która spowodowała, że połączenie zostało przerwane. od razu zabrałam się do przygotowywania się do randki. choć czy właściwie mogłam nazwać to randką? raczej tak. wybrałam wiele zestawów i po kolei każdy przymierzałam. ostatecznie zdecydowałam się na rurki, luźną koszulkę na ramiączkach, sweterek i conversy. w łazience wykonałam lekki makijaż i ogarnęłam z lekka włosy. wyglądałam w miarę okej. stanęłam przed lustrem i uśmiechnęłam się. czy widzę to co chcę zobaczyć? tak! widzę szczęśliwą dziewczynę, która w końcu jest zadowolona ze swojego życia. wszystko powoli zaczyna się układać. "nieszczęście, jak miłość, wiąże ludzi w jedno". i tak jest i również w przypadku moim i Liama. połączyło nas moje nieszczęście. to tylko przez moje chwilowe załamanie się poznaliśmy. tak wiele zmienił jeden dzień. słysząc dzwonek, który wybudził mnie z transu rozmyślań aż podskoczyłam. trochę się przestraszyłam. 
- o, już jesteś. - powiedziałam otwierając drzwi, u progu których stał Liam. 
- tak. za wcześnie? - zapytał całując mnie w policzek na powitanie. 
- nie, skądże. idę na górę wezmę jeszcze tylko torebkę. wejdź jak chcesz. - powiedziałam i skinęłam ręką w stronę salonu na znak, że jeżeli ma ochotę może na chwilę tam się udać. 
- chętnie. - odpowiedział. zamknął za sobą drzwi i pokierował się tam, gdzie zezwoliłam mu pójść. 
wbiegłam szybkim tempem do mojego pokoju. chwyciłam do ręki ulubioną torbę i spakowałam do niej telefon, portfel, błyszczyk i inne rzeczy, które mogłyby być mi przydatne. zeszłam z powrotem na dół i ujrzałam Liama wpatrującego się w zdjęcie, na którym widniała postać mojego taty oraz ja. łezka zakręciła mi się w oku. 
- ojj, przepraszam. wiem, nie powinienem. - powiedział zakłopotany. chciał wytłumaczyć się z rzeczy, którą zrobił i która praktycznie nie była szkodliwa, więc jego tłumaczenia tak jakby były zbędne. za bardzo się przejmuje. ale za to jest taki kochany. 
- nie ma sprawy. 
- idziemy? - podszedł bliżej i objął mnie w pasie. 
- mhm. - przytaknęłam i skierowaliśmy się w stronę drzwi. wyszliśmy, a następnie podążaliśmy dróżką prowadzącą do parku. 
gdy już wkroczyliśmy w alejki ujrzeliśmy wiele zakochanych par. czy my też tak wyglądamy? możliwe. 
usiedliśmy na najbliższej ławce i chwilę trwaliśmy w ciszy. 
- Rossie... - zaczął Liam. 
- tak? - spytałam. 
- jesteś inna. - odrzekł. 
- w jakim sensie? - odparłam lekko zdezorientowana. troszkę dziwnie to zabrzmiało. 
- wyjątkowa. różnisz się od innych dziewczyn. 
- w dobrym czy złym sensie?
- oczywiście, że w dobrym głuptasie. - uspokoił mnie i objął swoim ramieniem. 
nastąpił kolejny etap ciszy. lecz ta cisza była inna. była przyjemna. miałam okazję przemyśleć to i owo. potrzebowałam tego. trwać moment bez rozmowy wiedząc, że obok siedzi ktoś kogo kocham. tak, w końcu przyznałam. kocham Liama, jak nigdy nikogo. ale czy on czuje to samo? pewna nie jestem. 
- kocham Cię. - mruknął pod nosem Liam. 
- słucham? - odpowiedziałam zmieszana. 
- muszę Ci coś powiedzieć. 
- zamieniam się w słuch. - powiedziałam, oczywiście w przenośni. 
- bo wiesz... muszę zaryzykować i powiedzieć Ci co czuję. muszę odważyć się i wyjawić to co trzymam w sobie... jak Cię wtedy uratowałem, poczułem pewną więź między nami. czułem i czuję się za Ciebie odpowiedzialny. może nie znamy się zbyt długo, ale zależy mi na Tobie. jesteś niesamowitą dziewczyną. nigdy jeszcze tak wspaniałej nie spotkałem... i podobasz mi się, nawet bardzo. - w końcu wydusił to z siebie. 
- czuję dokładnie to samo. jesteś dla mnie jak własne powietrze. od momentu, gdy Cię wtedy ujrzałam nie opuszczasz mnie w myślach ani na krok. jesteś uzależniający jak narkotyk. podobasz mi się, nawet bardzo. - pod koniec zacytowałam jego słowa. nasze usta połączyły się czułym pocałunkiem. tak mogłabym trwać wieki. 
* Liam's Perspective * 
jestem z siebie cholernie dumny. w końcu poszedłem za głosem serca, które całkowicie było oddane Rose. wierzę, że razem będziemy szczęśliwi. ona koloruje ten smutny, czarno-biały świat, który mnie otacza. gdyby nie ona, tęcza, która teraz radośnie widnieje w mojej podświadomości, nie pojawiłaby się, a ja nie byłbym takim szczęściarzem. wiem, że ją kocham. teraz jestem tego pewien w stu procentach. 




osiem!<3 heheheh. dumna jestem z siebie nawet! :) ten rozdział rozpoczęłam już wczoraj, ale nie mogłam go dokończyć, więc przełożyłam to na dziś. mam nadzieję, że będziecie zadowoleni! xx