czwartek, 22 marca 2012

rozdział piętnasty .

obudziłam się około godziny szóstej. wczesna pobudka była spowodowana atakiem terrorystycznym na moją osobę przez budzik. odczytałam nocny sms od Liama, którego nie zdążyłam przeczytać,  ponieważ zasnęłam.
wolnym krokiem udałam się do łazienki i wykonałam poranne rutynowe czynności. po odbyciu ich zbiegłam do kuchni i skonsumowałam śniadanie, które samodzielnie przygotowałam. zostawiłam również jedną porcję do odgrzania dla mamy. wybrałam ubrania na dzisiejszy dzień, po czym założyłam je na siebie. zrobiłam delikatny make-up. włosy zostawiłam w nieładzie. była godzina 7:15, więc miałam jeszcze piętnaście minut do wyjścia. dziś chciałam być w szkole ciut wcześniej, ponieważ musiałam coś jeszcze załatwić.
w ciągu paru minut zalogowałam się na twittera i dodałam miły wpis z pozdrowieniami dla najbliższych przyjaciół. weszłam również na profil Klaudii, na którym zauważyłam wiadomość z treścią: "Czuję się fatalnie, pomocy! :(". zaskoczyło mnie to, ponieważ jej samopoczucie zazwyczaj było pozytywne. postanowiłam pójść do niej po szkole i zobaczyć o co chodzi.
wyszłam z domu i pokierowałam się do szkoły. gdy byłam już na jej terenie na samym początku podeszłam do szafki i wyjęłam z niej książki, które miały być mi dziś potrzebne. po załatwieniu sprawy poszłam do klasy, w której miałam pierwszą lekcje. była to biologia. omawialiśmy na niej rzeczy, które były nieciekawe, więc całą lekcję bazgrałam ołówkiem na kartce. gdy zadzwonił dzwonek na przerwę zauważyłam, że z moich bazgrołów powstała podobizna Liama. uśmiechnęłam się na widok portretu Payna. przerwa nie trwała długo, więc po chwili była już kolejna lekcja. oraz kolejna, kolejna, kolejna. i tak minął kolejny szkolny dzień.
tak jak chciałam powędrowałam po lekcjach do domu Klaudii. zapukałam, a po krótkim momencie otworzyła mi zapłakana ukochana Haroldzika, która na ogół była wciąż uśmiechnięta.
- co się stało kochana? - zapytałam wtulając się w nią.
- pokłóciłam się z Hazzą. - oznajmiła szlochając. mówiąc jąkała się od płaczu.
- ale o co? jesteście taką wspaniałą parą. - zdziwiłam się jeszcze bardziej.
- nie wiem Rossie, wczoraj wyszedł taki wkurzony z domu. boję się, że coś sobie zrobi. - rozpłakała się na dobre. oparła głowę o moje ramię. - obiecałam spotkanie Tomowi. chłopakiem, który podwalał się do mnie na początku mojej znajomości z Hazzą. Harry błagał, abym nie poszła na nie, lecz nie uległam. spotkałam się z nim, co bardzo wkurzyło Harolda. gdy wróciłam przyszedł do mnie i powiedział co o tym myśli. uroniłam wtedy parę łez. nie potrafiłam nawet mu odpowiedzieć. odwrócił się na pięcie i bez słowa wybiegł. nawet się nie pożegnał.
- boże, próbowałaś do niego dzwonić? - spytałam.
- no pewnie, cały czas, wyłączył komórkę. - zasmuciła się jeszcze bardziej.
- nie bój się. na pewno wróci błagając o przebaczenie. a teraz się połóż. idę pogadać z chłopakami może oni wiedzą co z nim. - stwierdziłam i opuściłam dom przyjaciółki.

stanęłam przed kompleksem chłopaków. po raz kolejny wpadłam w trans i zastanawiałam się jaki on jest wielki. zapukałam, a gdy nikt mi nie otworzył, bez skrupułów przekroczyłam próg drzwi wejściowych.
ujrzałam porozrzucane po całym salonie opakowania po pizzy i wydudlane butelki pepsi. chłopacy kimali na kanapie. najwidoczniej najpierw najedli się a później zorganizowali popołudniową drzemkę. nie dojrzałam jedynie nigdzie Stylesa. podeszłam od tyłu do Liama i ukratkiem skoczyłam na niego tak, że leżałam teraz na nim. przestraszył się i szeroko otworzył oczy.
- Ahh, to ty. - uśmiechnął się i poczochrał mi włosy. jedynie jemu pozwalałam na dotykanie mojej fryzury.
- mhm. - odwzajemniłam uśmiech.
zeszłam z niego i ułożyłam się tuż obok.
- gdzie Harry? - zapytałam.
- nie wiem, od wczoraj go nie ma. - odpowiedział.
- i nie martwiliście się? - spytałam mega zdziwiona.
- oczywiście, że tak. szukaliśmy go, ale nie mogliśmy znaleźć.
- czekaj, może ja spróbuję. - zaproponowałam.
- pomóc Ci? - zasugerował.
- nie, lepiej będzie, jak zrobię to sama. - radosna mina przerodziła się w smutną. - dobra to ja już lecę, im szybciej go znajdę, tym lepiej. - oznajmiłam i pocałowałam go w policzek na pożegnanie. dodałam jeszcze, że niedługo wrócę i opuściłam posesję. wybrałam numer do Harry'ego i nacisnęłam zieloną słuchawkę. pierwszy sygnał, drugi, trzeci, kolejny i poczta. za drugim razem to samo. za trzecim również. na sam początek obrałam kurs do MilkShake City, gdzie Harry uwielbiał kupować pyszne przysmaki w płynie.
niestety nie zastałam go tu. postanowiłam znów do niego zadzwonić. pierwszy raz nie powiódł się pozytywnie. znów nacisnęłam słuchawkę. pierwszy sygnał, drugi.
- halo? - powiedział głosem, z którego nie dało się odczytać jakichkolwiek emocji, powiedział to bez uczucia.
- Harry? - zdziwiłam się.
- no, a kto inny mógł odebrać mój telefon?- zapytał.
- gdzie jesteś?
- w parku, tym co zawsze. - powiedział.
- nie ruszaj się, zaraz tam będę. - oznajmiłam i zakończyłam rozmowę.
szybkim krokiem kierowałam się ku parku, w którym aktualnie przebywał Harry. było już ciemno. gdy dotarłam na miejsce nie dostrzegłam nikogo. dopiero po chwili ujrzałam Stylesa siedzącego samotnie na ostatniej ławce. podeszłam do niego i dosiadłam się.
- hej. - zaczęłam.
- cześć.
- powiesz mi co się stało? - spytałam.
- dobrze.. no więc poprosiłem grzecznie Klaudię, aby nie spotykała się z Tomem, nie chciałem, by znów ją nachodził. ale nie! postąpiła tak, jak ona uważała. - powiedział lekko poirytowanym głosem. wyczułam w jego wypowiedzi również nutkę smutku.
- i to jest powód, dla którego nie pojawiasz się w domu cały dzień? wszyscy się o Ciebie martwią. Styles do cholery!!! jeżeli zależy Ci na związku to ratuj go. Klaudia cały dzień przepłakała. jest w totalnej rozsypce. - próbowałam przemówić mu do rozsądku.
- ale co jeżeli ona chce się spotykać z Tomem? co jeżeli jest kimś więcej, niż prześladowcą? może to tylko pretekst? - żalił się.
- wątpię. - podsumowałam. - jesteś naprawdę świetnym facetem, Klaudia świetną dziewczyną. nie wydaje mi się żeby traktowała to co jest między wami nie na poważnie. Harry spójrz w lustro. wiesz ile dziewczyn by chciało z Tobą być? jesteś idealny. pod każdym względem. przecież wiem, że kochasz siebie takim jakim jesteś. dowodzi o tym na przykład sytuacja przed lustrem i nazwanie siebie MR SEXY. - zaśmiałam się. - czasami tylko nie wierzysz w siebie.
- Rossie, jesteś niesamowita. - spojrzał mi w oczy. teraz nastąpiło to, co nie powinno nastąpić. doszło do pocałunku. pocałunku dwóch osób, które są zakochane w innych osobach. w sumie cztery powiązane osoby. nie powinniśmy się pocałować. dlaczego do tego dopuściłam?! wyszłam z transu i spojrzałam na Harolda.
- to nie powinno się stać. - powiedziałam.
- wiem, to napływ emocji spowodował to.- tłumaczył.
- to nic nie znaczy, prawda? - spytałam.
- prawda. ja kocham Klaudię, Ty Liama. i niech tak pozostanie.
- też tak uważam. - uniosłam kąciki ust ku górze. w głębi czułam, że to nie w porządku. najpierw pocałunek z Niallem, teraz z Hazzą. ale to nie moja wina. to oni zawinili. oni oboje mnie pocałowali. ja pragnę czuć jedynie smak ust Liama. mojego Liama.
wstaliśmy z ławki i udaliśmy się do domu. weszliśmy po cichu lecz po chwili wszyscy z hukiem do nas podeszli.
- boże, moje małe Hazziątko. tak się o Ciebie martwiłem. kochanie, dlaczego opuściłeś mnie na tak długo? - zapytał nasz kochany Boo Bear i uścisnął Harry'ego tak mocno, że myślałam, że zaraz zabraknie mu tchu.
- ekhm. - wyłoniła się Klaudia, której wcześniej nie zauważyłam. Hazza "odkleił" się od Louisa i podbiegł do swojej dziewczyny podnosząc ją do góry i obkręcając wokół siebie.
- ranisz. - krzyknął obrażony Lou.
ja tylko uśmiechnęłam się na widok Hazzy i Klaudii. tworzyli tak zgraną parę, zupełnie jak ja i Liam.
- kocham Cię. - usłyszałam słowa skierowane do mnie z ust Payna.
- ja Ciebie też. - odpowiedziałam. wtuliłam się w niego, a on pocałował mnie czule w czoło.

poniedziałek, 12 marca 2012

rozdział czternasty.

obudziłam się z wielkim bólem głowy i podkrążonymi oczami. pewnie przez płacz, który nie odstępował mnie.
- wstałaś. - powiedział Niall. dopiero teraz go zauważyłam. ale co on tu robi? co się wczoraj działo? pamiętam jedynie, ten widok, gdy Liam całował się z tą dziewczyną. 
- co Ty tu robisz? - spytałam zdziwiona. 
- zostałem z Tobą. nie chciałem byś była wtedy sama. - odpowiedział. kochany jest. taki troskliwy. 
- dziękuję. - przytuliłam go. - ale chcę zobaczyć się z Liamem. ciekawe jak się wytłumaczy. 
- no. też jestem ciekawy. - stwierdził. 
wtuliłam się w niego. Niall był świetnym przyjacielem. typ pocieszyciela.
- chodź ze mną. - pociągnął mnie za rękę i wyciągnął z łóżka. poszliśmy razem na dół do kuchni. - za dobrym kucharzem to ja może nie jestem, ale co powiesz na płatki? - zapytał.
- okej. - powiedziałam przytłoczonym głosem. wciąż byłam smutna i nie rozumiałam czemu Liam mi to zrobił.
Niall z lekkim trudem przygotował posiłek. wyszło mu całkiem smacznie, więc nie narzekałam. wręcz pochwaliłam go.
Odbiorca: Liam.
Treść: Spotkajmy się w parku za pół godziny, chyba, że Ci nie zależy.
odpowiedź dostałam pozytywną. Niall obiecał odprowadzić mnie na miejsce spotkania, a następnie wrócić do domu swojego i chłopaków.
ujrzałam idącego w moją stronę Liama. ten widok jednocześnie ucieszył mnie i zasmucił.
- cześć. - przemówił jako pierwszy. zauważyłam, że chciał mnie przytulić lecz wiedział, że nie jest to teraz na miejscu.
- hej. - odpowiedziałam i spojrzałam na niego wzrokiem żalu i rozpaczy. nie zrobiłam tego celowo, po prostu tak wyszło. czekałam aż w końcu zacznie się tłumaczyć.
- przepraszam. nie wiem co we mnie wstąpiło. nic nie czuję do tamtej dziewczyny, w przeciwieństwie do Ciebie. darzę Cię uczuciem bardzo głębokim. znaczysz dla mnie wiele. nie pozwól bym Cię stracił. - po tych słowach byłam gotowa wpaść mu w ramiona i wybaczyć. tak też zrobiłam.
- czyli wybaczysz mi? - dodał.
- za bardzo Cię kocham, by teraz pozwolić żebyś odszedł. - odrzekłam.
- nie odejdę, nigdy. - pocałowaliśmy się.
zaczął padać deszcz, więc postanowiliśmy iść do chłopaków. gdy weszliśmy pięć par oczu skierowało się ku nam. Klaudia najwidoczniej również odwiedziła Hazzę.
- to wy już pogodzeni? - zapytał Lou.
- tak. - odparł radośnie Liam. Tommo entuzjastycznie podbiegł do nas i przytulił. to samo po chwili uczyniła reszta towarzystwa. wszyscy byli uradowani z tego, że pomiędzy mną a Liamem jest ponownie zgoda, oprócz Nialla. smutny pobiegł na górę do swojego pokoju.
- co jest? - zapytał Harry obejmując Klaudię.
- nie wiem. idę z nim pogadać. - powiedział Zayn.
- nie, może ja to zrobię? - zasugerowałam i uśmiechnęłam się.
pobiegłam nie czekając na odpowiedź. weszłam nie pukając i spojrzałam na Horana siedzącego na swoim łóżku. dosiadłam się do niego.
- co się stało? - zapytałam.
- nic. - odparł oschle.
- jesteś na mnie zły? - zadałam kolejne pytanie.
- nie. jeżeli jesteś szczęśliwa z Liamem, to bądź. ja chcę Twojego szczęścia. - powiedział po czym pocałował mnie w usta. ZARAZ, ZARAZ. pocałował mnie w usta?! wybiegłam poddenerwowana z pokoju. z powiek poleciało mi parę łez. wybiegłam z domu nie żegnając się. podbiegł do mnie Payne.
- o co chodzi? coś się stało? - spytał.
- nie, chcę być teraz sama. - odrzekłam.
- przykro mi, ale nie pozwolę Ci, abyś była sama. - powiedział. to było takie słodkie. razem weszliśmy do domu. poszliśmy do mojego pokoju i w ciszy siedzieliśmy na łóżku. przytulił mnie mocno. czy wtedy podczas pocałunku z Niallem było mi przyjemnie? czy podobają mi się obydwaj? chyba tak...
na razie nie jestem pewna co do moich uczuć do Niallera, więc mam nadzieję, że uda mi się uniknąć niepotrzebnego zauroczenia. ale czy on coś do mnie czuje? obawiam się tego. nie chcę go ranić. kocham go, ale chyba tylko jak brata. przynajmniej tak mi się wydaje.
- o czym myślisz? - przerwał mi Liam.
- o tym, że bardzo Cię kocham. - skłamałam.
- kłamiesz. - no tak, przecież Payne znał mnie jak nikt. wiedział kiedy mówię prawdę, a kiedy nie.
wtuliłam się w niego, pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. - nie płacz. - dodał czuło.
- zostań ze mną. - powiedziałam.
- dobrze. - odpowiedział.
reszta wieczoru minęła w ciszy.
obudziłam się. ujrzałam śpiącego Liama.
- jesteś słodki. - powiedziałam i udałam się do łazienki. wykonałam poranną toaletę. niedziela. jutro do szkoły. na samą myśl o szkole zrobiło mi niemiło. jeszcze bardziej niż teraz. martwię się o Horana. był taki przybity. muszę się dziś z nim spotkać.
weszłam z powrotem do pokoju. Liam już nie spał.
- hej. - przywitał się i ukazał rząd śnieżnobiałych zębów.
- cześć.
po godzinie zebraliśmy się i poszliśmy do chłopaków. o dziwo Niall nie przyszedł na śniadanie. to znaczy, że na pewno czuje się z tym wszystkim źle. weszłam po cichu do niego. podniósł głowę i uśmiechnął się. rzucił mi się na szyję.
- myślałem, że nie będziesz chciała już mnie widzieć. przepraszam. to był... impuls. - tłumaczył się.
- dobrze, spokojnie. ale ma się to więcej nie powtórzyć. okej? - poprosiłam. - a i jeszcze jedno. proszę. nie zakochujmy się w sobie. - dodałam.
- dobrze. - powiedział i przytulił mnie.
- pamiętaj o nie przekroczeniu granic. - zaśmiał się. - okej?
- dobrze, dobrze.
zeszliśmy na dół. Klaudii już nie było.
- jak Ty to robisz? - zapytał Lou.
- ale co?
- nas nie chciał posłuchać, a Ty weszłaś i od razu na niego podziałałaś. cokolwiek to jest, naucz mnie tego. - uśmiechnął się szeroko. podeszłam do Liama i wtuliłam się w niego. ujrzałam żal w spojrzeniu Nialla. był smutny.
- Harry, zrób mi coś na śniadanie. - powiedział blondynek.
- jak poprosisz. - zaszantażował Harry.
- błagam. jestem głodny!- no tak, cały Niall. wiecznie głodny.
***
- muszę się zbierać. jutro do szkoły. - powiedziałam.
- czekaj, odprowadzę Cię. - zaproponował Liam.
- to chodź. - uśmiechnęłam się.
zatrzymaliśmy się koło domu. na pożegnanie pocałował mnie w usta, a ja odwzajemniłam pocałunek.
wbiegłam na górę i spakowałam się do szkoły. położyłam się do łóżka przygotowana już do snu i zasnęłam.

niedziela, 11 marca 2012

rozdział trzynasty .

obudziłam się i z przyzwyczajenia przetarłam oczy. odwróciłam się i ujrzałam nieśpiącego już Liama.
- witam moją śpiącą królewnę. - uśmiechnęłam się i podarowałam mu całusa.
poleżeliśmy w łóżku w ciszy jeszcze chwilę. przerwał nam w tym Horan, który wbiegł do pokoju krzycząc, że śniadanie jest już gotowe. podniecił się tym faktem, ale taki jest już nasz kochany blondynek. wszystko co dotyczy jedzenia jest dla niego niezwykle ważne.
posłusznie oboje zeszliśmy na dół i dołączyliśmy do reszty, która z apetytem pałaszowała naleśniki, które przygotował Harry.
- mniam. - podsumował Niall zjadając ostatniego naleśnika. pewnie pochłonił by z chęcią jeszcze parę tych przysmaków lecz niestety ilość naleśników była ograniczona.
podreptałam schodami do łazienki i ogarnęłam swój wygląd. w sensie umyłam twarz i przeczesałam włosy. Liam podarował mi koszulkę, bym mogła się w nią przerwać. przyjęłam jego propozycje i z chęcią ubrałam ją.
- wyglądasz ślicznie. - powiedział całując mnie w policzek.
- dziękuję. - uśmiechnęłam się słodko.
- lubię, gdy się rumienisz. - stwierdził.
- a czemu? - zapytałam.
- bo wyglądasz tak słodko. - zachichotałam.
- lubię patrzeć w Twoje oczy. - powiedziałam i ponownie uśmiechnęłam.
- toniesz w nich, nie? - spytał.
- skąd wiesz?
- intuicja. - zbliżył się do mnie i pocałował mnie czule w usta. - on tak słodko całuje - pomyślałam.
***
minął tydzień. związek z Liamem rozwija się. coraz bardziej zaskakuje mnie swoimi pomysłami na spotkania. raz zaprosił mnie do restauracji, wynajął dla nas salę i poprosił Ed'a Sheerana, by dla mnie zaśpiewał. wiedział, że jestem jego ogromną fanką. 
- dziś poznasz kogoś, kogo bardzo lubisz. - powiedział Liam uśmiechając się do mnie. - lecz nie bardziej ode mnie. - dodał. 
- okay. - powiedziałam. uwielbiałam niespodzianki, więc nie starałam się od niego wyciągnąć wszystkich szczegółów. 
po pół godzinie udaliśmy się w wyznaczone miejsce. byłam ciekawa tego, kto to może być. nagle ujrzałam zmierzającego ku nam Olly'ego Mursa. czy to z nim miałam się spotkać? nie mogłam w to uwierzyć. 
- Liam, dziękuję Ci! - krzyknęłam i rzuciłam się mu na szyję. Olly był moim idolem. 
- hej Liam. - Murs podał mojemu chłopakowi rękę na powitanie. - a Ty pewnie jesteś Rossie. - powiedział kierując słowa do mnie. 
- taak. - powiedziałam. - nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu mogę Cię poznać. - uśmiechnęłam się. 
- domyślam się. ja również się cieszę, że poznałem właśnie dziewczynę Liama Payna. - stwierdził. 
wspólnie poszliśmy do MilkShake City, aby dowiedzieć się więcej o sobie. atmosfera była luźna i miło nam się rozmawiało. po dwóch godzinach pożegnaliśmy się z Olly'm. 
- wszystkiego najlepszego. - a no tak. zapomniałam wspomnieć, że dziś mam urodziny. Vicktoria obiecała przygotować jakąś imprezę na cześć mojego ukończenia lat osiemnastu. wbrew moim prośbą postąpiła tak jak ona uważała i urządziła ją z wielkim rozmachem. poprosiłam mamę, aby na tą noc opuściła mieszkanie. oczywiście się zgodziła. 
- to co jest dla mnie najlepsze już dostałam i stoi przede mną. - nie przemyślałam tego zdania, zanim je wypowiedziałam. zabrzmiało to trochę jakby traktowała go jako swoją własność, jako rzecz. a tak nie jest. 
weszliśmy do mnie do domu. Vicky już tam była wraz z Niallem, Harrym, Zaynem, Louisem oraz Klaudią. 
w ostatnim czasie zaprzyjaźniłam się z nią. 
- idź na górę. przygotowałam Ci sukienkę. - rzekła Vicks, a ja posłuszna udałam się do mojego pokoju i ubrałam się w to, co wybrała dla mnie. nie powiem, wyglądałam całkiem okej. 
około godziny 19 wszyscy zaczęli się zbierać. moja przyjaciółka przygotowała to nieźle, bo nawet zamówiła DJ. było sporo alkoholu, a ludzi masa. większość osób, lekko wstawiona już tańczyła, inni dopiero kosztowali coraz to więcej trunku. ja wkręciłam się w wir tańca. byłam już lekko pijana. wtuliłam się w Liama, który nie pił z wiadomych powodów, ocierając się o jego ciało. w pewnym momencie przerwałam dens i poszłam uzupełnić bak. wzięłam kolejnego drinka i wypiłam za jednym łykiem. podszedł do mnie Niall, który również spożył już niemało alkoholu.
- co tam piękna? - spytał. 
- wyśmienicie. a tam piękny? - zaśmiałam się. 
- całkiem okej. stęskniłem się. - powiedział. 
- za kim? - zapytałam zdziwiona. 
- za tobą. 
- ja za tobą również. - przytuliłam go czule. 
- a co tu się dzieje? - spytał Liam wkraczając między nas.
- nic, co mogłoby Cię niepokoić. - pocałowałam go. 
- no właśnie widzę. - udawał obrażonego. - żartuję, przecież wiem, że kochasz tylko mnie, prawda?- zaśmiał się. 
- oczywiście. - złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę parkietu. ponownie zaczęliśmy tańczyć. zmiana piosenki oraz klimatu na wolniejszy. 
- oo, Ed. - powiedziałam rozpoznając po pierwszych nutach jaka to piosenka. była to "Kiss me" z repertuaru pana Sheerana. 
Liam objął mnie w pasie, a ja owinęłam ręce wokół jego szyi. zaczęliśmy wolno okręcać się w rytmie melodii. pod koniec stanęliśmy i spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. zaczęliśmy się ku sobie zbliżać i pocałowaliśmy się czule i namiętnie. poruszaliśmy się wciąż nie odrywając się od siebie i nie kończąc pocałunku. 
po godzinie siedziałam całkowicie pijana na sofie. nie ogarniałam co dzieję się w aktualnej chwili. 
- co się dzieje? - spytała Vicktoria. - rozstałaś się z Liamem? - dodała. 
- yy. nie? dlaczego miałabym się z nim rozstać?- zapytałam totalnie zdziwiona. 
- bo widziałam go siedzącego z jakąś dziewczyną przytulających się na schodach.
- aa. - czekaj, czekaj. CO?! opamiętałam się i pobiegłam w stronę schodów. rzeczywiście. byli tam. on i ona. lecz teraz całowali się. 
- aaa-le Liam. - popłakałam się. spojrzał w moją stronę. zmieszał się. podbiegł do mnie. nie wiedział co powiedzieć. ja patrzałam ciągle w jeden punkt na ścianie. 
- to nie tak jak myślisz. - wreszcie przemówił. 
pobiegłam do pokoju zapłakana do pokoju. położyłam się w łóżku. pobiegł za mną. wszedł. 
- przepraszam. - powiedział. 
- wyjdź. nie pokazuj mi się teraz na oczy. - odpowiedziałam. 
- skoro tego chcesz. - zasmucił się jeszcze bardziej. nie odpowiedziałam. łzy leciały mi. bez końca. 
po piętnastu minutach do mojego pokoju przyszedł Niall. uśmiechnął się, choć wiedział, że cierpię. 
- na dole nikogo nie ma. wyprosiłem ich, impreza skończona. - powiedział. wtuliłam się w niego nie przestając płakać. po jakimś czasie zasnęłam w jego ramionach. 

środa, 7 marca 2012

rozdział dwunasty .

* Harry's Perspective * 
- czekam. pa. - odpowiedziałem i zakończyłem rozmowę z Klaudią. nie mogłem się doczekać, gdy w końcu rezta chłopaków i Rosse ją poznają. 
to świetne uczucie, gdy wszystko jest takie jakie chcesz żeby było. zespół, sława, ukochana. jednak wiesz, że wszystko co dobre prawdopodobnie w końcu się skończy. czy chcę tego? jasne, że nie. musiałbym wszystko ponownie budować od początku. mam nadzieję, że taki układ w życiu jaki aktualnie panuje utrzyma się jak najdłużej. 

* Rossie's Perspective *
- idealna. - powiedziałam chwytając w ręce delikatną sukienkę w kolorze kremowym. pasuje na dzisiejsze spotkanie. Louis miał po mnie podjechać za około 40 minut. tak, Lou, bo Liam niestety nie mógł, ponieważ musiał coś jeszcze załatwić w mieście. 
postanowiłam zaprosić Vicktorię do chłopaków. raczej nie będą mieli nic przeciwko. uwielbiają pozytywnie nastawione dziewczyny. aby się upewnić wybrałam numer do Nialla i nacisnęłam zieloną słuchawkę. 
- tak? - odezwał się rozbawionym głosem. 
- przeszkadzam? 
- nie, no co Ty.
- będziecie mieli coś przeciwko, jeżeli przyprowadzę jeszcze jednego gościa? a mianowicie moją przyjaciółkę. - spytałam. 
- nie ma sprawy. powiem chłopakom. - odpowiedział.
ucieszyła mnie taka odpowiedź. nie spędzałam z Vicky zbyt wiele czasu. kiedyś chciałam być z nią w każdej możliwej chwili. była dla mnie kimś najważniejszym. obdarowywałam ją przyjacielskim uczuciem. może nawet czymś więcej. traktowałam ją jak siostrę, której nie miałam. czy kiedyś znów będzie tak samo? po tym, co mi zrobiła nie darzyłam ją zaufaniem. nie była mi tak bardzo bliska. choć wciąż była moją najlepszą przyjaciółką. 
tradycyjnie rzęsy musnęłam tuszem. spakowałam wszystko do torebki. zadzwonił dzwonek. zbiegłam na dół i otworzyłam drzwi. przed nimi stała Vicks. wpuściłam ją do środka. 
- musimy chwilę zaczekać. Louis zaraz powinien być. - oznajmiłam. tak jak powiedziałam stało się. po koło 5 minutach przyjechał Tommo. 
- hej. jestem Louis. - powitał się ze mną, po czym przedstawił się Vicktori. - miło mi. - uśmiechnął się.
- a ja jestem Vicky i również mi miło. - odwzajemniła uśmiech. 
podprowadził nas do swojego samochodu, amy posłusznie usiadłyśmy na swoich miejscach. w czasie drogi tematów brak nam nie było. Lou jest taką osobą, którą pomimo, jakim typem człowieka jesteś to i tak go polubisz. gdy już dojechaliśmy na miejsce, wysiadłyśmy i udałyśmy się do domu. tu powitali nas Niall i Zayn. zauważyłam brak Harry'ego i Liama. zdziwiłam się. jeszcze nigdy nie byłam tu bez Payna. mam nadzieję, że za chwilę do nas dołączy i on i Hazza. 
na widok rozpromienionej twarzyczki Horana uśmiech mimowolnie u mnie zagościł. ukazał te swoje białe zęby, na których był ledwo widoczny aparat. 
- ona ma chłopaka. - powiedział Zayn kierując swe słowa do Niallera. 
- wiem, wiem. - zdał się trochę zawiedziony. 
- właśnie. gdzie jest Liam? - zapytałam. 
- zaraz wróci, nie martw się. - uspokoił mnie Malik. 
i w tym momencie do domu wkroczyli Liam i Harry oraz jak się nie mylę Klaudia. moje zdanie okazało się jak zwykle nie zawodne i rzeczywiście była to dziewczyna Harolda. 
- witamy, witamy. - chłopcy okrążyli ją tak samo, jak wcześniej okrążyli witając się z Vicktorią, a wcześniej ze mną. 
Klaudia okazała się miłą dziewczyną z pasją, którą był śpiew. pasowali do siebie z Harrym. obydwoje posiadali równie kręcone włosy jak i pokręcone dusze. ten związek miał szansę przetrwać na prawdę długo. 
zasiedliśmy w ósemkę przed telewizorem i włączyliśmy "Toy Story". Tak, Liam wybierał. 
przez cały film nie można było do niego dotrzeć. był zbyt bardzo wpatrzony w ekran. gdy w końcu się skończył mogłam już normalnie się z nim porozumieć. przynajmniej teraz zwracał na mnie uwagę. 
- ah, no tak. zapomniałem. - rzekł niespodziewanie w pewnej chwili.
- o czym? - spytałam zdezorientowana. 
- chodźmy do mnie. - powiedział, a ja podążałam za nim, trzymając go za rękę, w kierunku jego "twierdzy"/ 
gdy dotarliśmy usiadłam na jego łóżku. on poszedł do łazienki, a po krótkiej nieobecności przyszedł i wyjął zza pleców piękny bukiet czerwonych róż. byłam niesamowicie wzruszona. 
- z jakiej to okazji? - spytałam uradowana. 
- a czy musi jakaś być? - nie odpowiedziałam. jedynie wpiłam się w jego usta. uwielbiałam ich smak. słodsze niż najsłodsza rzecz na świecie. 
- hej. wszyscy na was czekają. zamówiliśmy pizze. - krzyknął Niall wbiegając do pokoju. - ee. przepraszam. - zaczął powoli się wycofywać. 
- okej, już idziemy. - powiedziałam i uśmiechnęłam się. we troję pokierowaliśmy się do salonu. 
zasiedliśmy do stołu, przy którym siedziała już reszta. zaczęliśmy wspólnie konsumować pizzę. 
chłopcy jak zwykle się wygłupiali. 
- ah te wariaty. - powiedziałam do Klaudii i Vicky. 
- kochane wariaty. - poprawiła mnie Klaudia. 
- no tak. hahaa. - powiedziała Vicks. 
- czy jest szansa, że zaprzyjaźnię się z Klaudią? - pomyślałam. - no pewnie. - odpowiedziałam sama sobie. jak na razie mam z nią dobre kontakty, a co będzie później? ukarze przyszłość. 
Liam ponownie poprosił mnie o rozmowę na osobności. oczywiście zgodziłam się. 
- może zostałabyś na noc? - zapytał. 
- no nie wiem. - odparłam. 
- no proszę! obiecuję, że nic bez twojej zgody się nie wydarzy. - wciąż przekonywał. 
- no dobrze. - odpowiedziałam. 
po jakimś czasie Klaudia i Vicktoria musiały już iść. dziewczynę Harry'ego oczywiście odprowadził mr sexy, a moją przyjaciółkę Zayn. chyba wpadła mu w oko. w sumie byłaby z nich fajna para. 
około godziny 2 w nocy, gdy już wszyscy domownicy oraz ja byliśmy już zmęczeni udaliśmy się do pokoi. tą noc miałam spędzić w pokoju Liama. 
- nie mam nic do przebrania. - rzekłam. 
- wiem. masz do wyboru dwie opcje. wolisz spać bez niczego, czy może pożyczyć Ci coś? - zapytał. 
- zdecydowanie wybieram tą drugą. - odparłam. 
- eeh.. no dobrze. - odrzekł zrezygnowany i podał mi swoją ulubioną koszulkę i spodnie dresowe, które wyciągnął z szafki. podreptałam do łazienki. wzięłam zimny prysznic i przebrałam się w przygotowane dla mnie ciuchy. położyłam się na łóżku koło Liama i wtuliłam się w jego tors. on zaczął czule całować mnie po szyi. jego pocałunki skierowały się ku moim ustom. zaczęliśmy wymieniać się śliną. było cudownie. 
- może nie dziś. nie jestem jeszcze gotowa. - powiedziałam. 
- nic na siłę. - uśmiechnął się do mnie promiennie po czym oboje odpłynęliśmy w objęcia Morfeusza. 



hej!<3 to chyba jest najdłuższy rozdział ever<3 tzn w moim story:D ! nawet mi się podoba. pisałam go dosyć długo, ale było warto. no nie?:D
@klaudialove1dxx (twitter<3) 

wtorek, 6 marca 2012

rozdział jedenasty .

***
stałam koło Liama.. przy nim czułam się bezpieczna. jak przy nikim innym. kocham go. jak nikogo innego. chłopacy jak zwykle okrążyli mnie z każdej strony witając się ze mną. tak, znów wybrałam się w odwiedziny do domu 1D. już od samego początku poczułam pewną więź z każdym z nich. może nie spotykałam się z nimi za często, to darzyłam ich ogromnym uczuciem, oczywiście przyjacielskim. 
Zayn, pomimo, że jest trochę cichy, gdy się otworzy przed kimś jest na prawdę świetnym przyjacielem. przyznam, że jest bardzo przystojny. 
Niall, to taki pocieszny słodki blondynek, który ciągle jest głodny. ma sporo pozytywnych cech charakteru, jak i wyglądu, które czynią go tak uroczym. prawdę mówiąc, to gdyby nie licząc Liama, to właśnie Niall przyciągał mnie do siebie najbardziej, zupełnie jak magnes. 
Louis, jest bardzo zabawny. szczerze? to potrafi rozśmieszyć mnie do łez. lecz, gdy trzeba jest poważny, co pewnie przychodzi mu z trudem. 
Harry? jest dla mnie jednym wielkim znakiem zapytania. z jednej strony wrażliwy i czuły, z drugiej zabawy flirciarz. chciałabym go rozgryźć. mam z nim całkiem dobry kontakt, ale nie znam go na tyle, aby go dokładnie określić. lubię go, a nawet kocham (po przyjacielsku). 
o Liamie to chyba wspominać już nie muszę. jest on według mnie najukochańszym chłopakiem na świecie. jeszcze nigdy nie darzyłam tak głębokim uczuciem żadnego chłopaka. nie chcę, aby to co jest między nami kiedykolwiek przeminęło. chcę tak trwać wiecznie. 
- chodź, usiądź koło mnie. - powiedział Harry poklepując miejsce koło siebie. 
- okej. - odpowiedziałam trochę nieśmiało. nie byłam pewna jak zareaguje na to Liam. raczej nie będzie zazdrosny. w końcu to nic nie znaczy. 
- Mr Sexy, chyba nie chcesz mi odbić dziewczyny? - zapytał Liam. 
- Nie... Daddy. nie martw się. mój niezawodny urok osobisty zadziałał właśnie niedawno na taką jedną osobę, która jest dla mnie równie ważna jak Rosse dla Ciebie. - powiedział. 
- Harry, mam nadzieję, że masz na myśli mnie. - odrzekł Louis. powiedział to zdanie tak, jakby to było oczywiste. 
- niestety Lou, mam dla Ciebie przykrą wiadomość. poznałem dziewczynę. dosyć dawno. nie chciałem wam mówić, by nie zapeszać. a teraz, gdy jest to już oficjalnie... mogę wam ufać? - zapytał. - choć może to głupie pytanie. jestem przekonany, że mogę wam ufać. - dodał. 
w tym momencie wszyscy zbiegli się wokół Hazzy i wspólnie wykonaliśmy czuły uścisk. cieszyliśmy się ze szczęścia Hazzy. udało się z niego wyciągnąć, że jest ona z Polski, lecz przeprowadziła się do Londynu i jest parę lat młodsza. ma na imię Klaudia, posiada kręcone włosy w kolorze ciemny ciemny blond oraz ciemno brązowe oczy. twierdzi, że zauroczyła go swoim urokiem osobistym. widać, że zakochał się w niej. 
poprosiliśmy go, aby zaprosił ją jutro do ich domu, abyśmy mogli ją poznać. ja również zostałam zaproszona. nie mogłam się doczekać, aby zobaczyć wybrankę naszego Curly Boy'a. 
(...)
- Horan! - krzyknęłam, gdy poczułam dłonie Niallera na moich policzkach. - czy Ty starasz się mnie uwieść? - dodałam. 
- skądże. - zaprzeczył. - jesteśmy przyjaciółmi, pamiętaj. 
- tak i Ty także staraj się nie zapominać. - wytknęłam mu język, uwolniłam się od niego i pobiegłam w stronę salonu. on pobiegł za mną i tak zaczęliśmy gonić się po całym domu, który był ogromny. 
potknęłam się przewracając wprost na podłogę. wyglądało, jakbym ją atakowała. blondasek nie mogąc wystopować runął na mnie przygniatając. 
- o tak, kocham taką pozycję. - powiedział. 
- nie przeginaj. - burknęłam. - zejdź ze mnie! - krzyknęłam. - LIAAM! HELP MEE!
- już biegnę na ratunek ku najpiękniejszej niewiaście - odpowiedział. 
- LIAM?! przecież to ja jestem SUPERMAAAN! - krzyknął smutno Lou. 
- no okej, okej. ale dla Rosse jestem jej jedynym bohaterem, prawda? - zapytał Liam. 
- jasne. - zaśmiałam się. 
Payne podbiegł do mnie i pomógł się podnieść. 
ponownie usiadłam na kanapie i włączyłam tv. reszta dołączyła do mnie. kocham bandę tych "kretynów*". 
są pozytywnie rąbnięci. 
(...)
- Kocham Cię. dobranoc. - powiedział i zbliżył się do mnie. zarumieniłam się. 
- Ja Ciebie także. śpij dobrze. - pocałowałam go. on odwzajemnił mój pocałunek czule i namiętnie. 

* żeby nie było wątpliwości... pisząc kretynów, nie mam na myśli dosłownie kretynów. :D 

niedziela, 4 marca 2012

rozdział dziesiąty .

***
- NIE, NIE, NIE! - krzyknęłam przebudzając się. - tylko nie to. - zaspałam. jak zwykle zaspałam. i to w dodatku na pierwszy dzień w roku szkolnym. - dwadzieścia minut do rozpoczęcia lekcji. okej. teraz to Rossie zaprezentujesz wszystkim jak szybka być potrafisz. - mówiłam sama do siebie, pośpiesznie wybierając ubrania i kierując się do łazienki. całkowite przygotowanie zajęło mi 10 minut. - wow. rekord. jestem z siebie dumna. - czasami zastanawiam się po co to robię. dlaczego mówię kierując się do własnej osoby? to trochę dziwne. a nawet bardzo...
zbiegłam na dół i ujrzałam mamę ubierającą się w buty. zdziwiło mnie to, ponieważ dziś miała wolne i myślałam, że będzie do późnej godziny leniuchowała w łóżku wyjadając moje zapasy nutelli. 
- to było do przewidzenia. - spojrzała na mnie wzrokiem pełnym politowania. - chodź. podwiozę Cię. 
- dziękuję. jesteś najlepsza. - odpowiedziałam i podążając za nią wsiadłam do samochodu. podróż trwała niedługo, bo szkoła mieści się niedaleko mojego domu. 
- powodzenia. - rzekła mama, w czasie gdy ja wysiadałam. 
- dzięki. miłego dnia. - uśmiechnęłam się szeroko zamykając drzwi. dojrzałam jeszcze kątem oka, że mama również przesłała mi uśmiech. ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. gdy minęłam próg drzwi od razu podbiegła do mnie Vicktoria. 
- heeej. - krzyknęła wypluwając jednocześnie resztki swojego śniadania zakupionego w szkolnym sklepiku. 
tak, tak. nic nie zmieniło się od czasu poprzedniej klasy. Vicky wciąż nie spożywała pierwszego posiłku jak normalni ludzie w domu, lecz w szkole. taki był już po prostu jej nawyk. 
- tak, też się cieszę, że Cię widzę. - powiedziałam i przytuliłam ją jak zawsze na powitanie. - co mamy pierwsze? - po chwili spytałam. 
- historia. - nienawidzę tego przedmiotu.Vicky tak samo nie dlatego, że jesteśmy kiepska, lecz dlatego, że nie darzymy szczególną sympatią nauczycielki. 
- świetnie... - odrzekłam i obie pokierowałyśmy się do sali historycznej. większość uczniów siedziała już na swoich miejscach. 
- jak zwykle punktualne. - powiedziała sarkazmem mrs Tuttigrant. jej śmieszne nazwisko sprawiało, że wiele osób nazywało ją Tutti Frutti, co bardzo ją irytowało. 
- wiadomo. dzięki pani nauczyłyśmy się wyczucia czasu. - odpowiedziała Vicks wciąż wyśmiewając ją. 
- dobrze, już dosyć tych śmiechów. - rzekła jeszcze bardziej wkurzona. - a Wy Rosaline i Vicktorio usiądźcie w końcu. 
- jak to tak bez zaproszenia? - udawała oburzoną. uwielbiała takie akcje na lekcjach historii. 
- usiądź wreszcie albo wezwę dyrektora! - krzyknęła. 
- oj dobrze, dobrze, ale niech się pani tak nie bulwersuje. - w końcu usiadła zajmując miejsce koło mnie. - no, przynajmniej miejscówe mam przyzwoitą. - dodała. zaśmiałam się cicho. 


- więc co macie do powiedzenia na temat wojny stuletniej? może Ty Rosaline. - nie wiem czemu mrs Tutti nazywała mnie Rosaline. w końcu wszyscy mówią do mnie Rossie lub Rose, nawet inni nauczyciele. 
- nope. - powiedziałam i ukryłam się lekko pod ławką. 
- hm.. okay. no to Vicktorio, dziś od samego początku byłaś taka roześmiana. zobaczymy, czy teraz będzie Ci tak do śmiechu. do odpowiedzi! 
- a co niby można wiedzieć o wojnie stuletniej? po prostu trwała sto lat. - wszyscy wybuchli śmiechem. 
- chciałabym Cię tylko poinformować, że przy twoim numerze będzie widnieć pierwsza jedynka. za pewne nie ostatnia. 
- jedna w tą, czy wewtą i tak nie robi mi różnicy. - odpowiedziała olewatorsko Vicky. nic nie robiła sobie z tego, że może być zagrożona z tego przedmiotu. 
*
gdy zostawiłam już wszystkie niepotrzebne książki w szafce postanowiłam wracać już do domu. droga powrotna ze szkoły na pieszo trwała około 10 minut. wbiegłam do domu, rzuciłam torbę i położyłam się na kanapie. włączyłam tv. po jakimś czasie przysnęłam. 
przebudził mnie odgłos oznaczający, że coś uderzyło niejednokrotnie w moje okno. szybko przez nie wyjrzałam. ujrzałam w ogrodzie Liama trzymającego transparent z napisem "You Know I'll Take You To Another World". uśmiech mimowolnie pojawił się na mojej twarzy, mimo, że wciąż byłam na niego zła za to, że nie kontaktował się ze mną, ani nie odpisywał mi od paru dni. zeszłam na dół i wyszłam do Liama. 
- heej. - powiedział i przytulił mnie baaaaaaardzo mocno. ja nie odpowiedziałam. jedynie owinęłam swoje ręce na jego szyi i pocałowałam go w policzek. - tęskniłem. 
- ja też. nawet nie wiesz jak bardzo. martwiłam się. nie odbierałeś, nie pisałeś. - zaczęłam zarzucać mu to, że nie dawał znaku życia przez parę dni.
- przepraszam, ale chciałem zrobić Ci niespodziankę. - no i niby jak ja mam się gniewać, skoro on jest taki słodki?
- udało Ci się. - wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. czułam jego oddech. spojrzałam mu w oczy i w nich utonęłam. on wykorzystał okazję i zbliżył się do mnie, po czym złożył na mych ustach namiętny i czuły pocałunek. 
- kocham Cię. - rzekł. 
- ja Cię również. - odpowiedziałam. 


I want, I want, I want. But that's crazy. I want, I want, I want. And that's not me. I want, I want, I want. To be loved by you. 
poraz kolejny zaśpiewał mi piosenkę z repertuaru One Direction, a ja pozwoliłam sobie wczuć się w jego słowa i odpłynąć... dosłownie! 






DZIESIĘĆ!<3 chciałam wczoraj dodać, ale jakoś nie mogłam zacząć pisać. więc przełożyłam to na dziś. do następnego. bye! 

piątek, 2 marca 2012

rozdział dziewiąty .

11.08.2009 rok
Dear Diary
czemu życie nie jest proste jak w bajkach? wszystko zaczyna powoli mnie przerażać. boję się, że nie wytrzymam tego, poddam się bez walki. chciałabym w końcu osiągnąć cel, o którym marzę od dawna. pragnę być szczęśliwa, spełniona, pełna wiary, że kolejny dzień przyniesie mi kolejny powód do radości.
tylko tego chcę. czy to tak dużo? zbyt wiele wymagam, by to otrzymać?
nic się nie układa. nic nie jest po mojej myśli. dlaczego tak jest? czemu mi musi się to przytrafiać? czy po chwili zwątpienia przyjdzie nadzieja? czy po burzy pojawi się tęcza?
Lots of love.


dopięłam swego. posmakowałam lekkiej dawki szczęścia. wiem, że dostanę jej więcej w pobliskiej przyszłości.


nadawca: Liam. 
treść: menager zawiadomił nas o tym, że dziś musimy lecieć do LA udzielić paru koncertów i wywiadów. wyjazd potrwa miesiąc. niestety przez ten czas nie będziemy się widzieć. masz ochotę się ze mną teraz spotkać? wylatuję za 3 godziny. mam nadzieję, że otrzymam pozytywną odpowiedź. xx 


oczywiście, że chciałam się z nim spotkać. szybko odpowiedziałam mu i przyszykowałam się. tym razem umówiliśmy się w parku. nie chciałam żeby po mnie przychodził. byłam w umówionym miejscu chwilę przed czasem. mimo to Liam już tam był i czekał. podeszłam nieśmiało i spojrzałam w jego oczu. ten piękny odcień brązu. złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
- będę tęsknił, ale mam Cię zawsze przy sobie. TU. - powiedział wskazując na serce.
- nawet nie wiesz, jak będzie mi Cię brak. - oznajmiłam i wprowadziłam nieumyślnie niemiłą atmosferę w naszą rozmowę.
- tylko nie skacz z mostu. - poprosił ironicznie.
- zabawne... - lekko się tym wkurzyłam.
- przecież wiesz, że się o Ciebie martwię. - to akurat było słodkie. nie odpowiedziałam lecz wtuliłam się w niego. poczułam zapach jego cudownych perfum, których tak bardzo będzie mi brakowało. dopiero co wyznaliśmy sobie miłość, a już musimy na jakiś poznać uczucie rozłąki.
- wytrwamy. - utwierdził mnie w przekonaniu, że jestem dla niego kimś ważnym, tak jak on dla mnie.
- no ba, oczywiście, że wytrwamy.
ponownie przytuliłam się do niego najmocniej jak potrafiłam.
* Liam's Perspective *
tak bardzo będzie mi jej brak. tego uśmiechu, który potrafił mnie uszczęśliwić. nie wiem jak wytrzymam bez niej tyle czasu. uzależniłem się od niej w tym krótkim czasie. to będzie trudny okres w naszym związku, ale musimy dać radę. pokazać sobie, jak bardzo nam na sobie zależy. musimy przetrwać tą próbę, aby umocnić się w przekonaniu, że to uczucie, które nas łączy jest głębokie. 
zakochujemy się w tych, którzy nas kochają. 
- muszę już iść. przepraszam. za niedługo mam samolot, a muszę jeszcze dopakować niektóre potrzebne rzeczy. - nie chciałem się z nią rozstawać. najchętniej zostałbym. ale muzyka jest moją pasją. muszę spełniać marzenia. 
- rozumiem. - odpowiedziała smutna, a ja przytuliłem ją, aby poczuć znów to ciepło, które bije od niej. złożyłem na jej ustach pocałunek. zauważyłem, że z jej powiek spłynęło parę łez. 
- nie płacz, uśmiechnij się.. dla mnie. - próbowałem ją pocieszyć. to było dla niej tak samo trudne, jak i dla mnie. uczyniła tak, jak ją poprosiłem. ostatni raz ją przytuliłem i odszedłem w stronę domu mojego i chłopaków. spakowałem to, co miałem do spakowania i razem z Harrym, Niallem, Liamem i Louisem wyruszyliśmy na lotnisko, a następnie samolotem do LA. 
***
If I lay here 
If I just lay here 
Would you lie with me and just forget the world? 



wracając samotnie do domu pod nosem zaczęłam nucić jedną z ukochanych piosenek, którą akurat One Direction wykonywali w x factorze. uwielbiam śpiewać, ale kryję się z tym. 




przepraszam, że taki krótki, ale jakoś tak wyszło.

czwartek, 1 marca 2012

rozdział ósmy .

***
obudziłam się cała podekscytowana wczorajszymi wydarzeniami. tanecznym krokiem zeszłam do kuchni i przygotowałam kanapki z nutellą. zjadłam je i rozłożyłam się na kanapie w salonie po czym włączyłam telewizje na kanale z plotkarskim programem. zaczął się od wymyślnych historyjek o Ladzy Gadze. zaskoczył mnie widok zdjęcia, gdy ja i Liam całowaliśmy się przed moim domem. nawet nie zauważyłam wtedy, że ktoś robuł nam zdjęcia. byłam zbyt zajęta smakowaniem jego słodkich ust.
- tak? - powiedziałam rozmarzonym głosem odbierając telefon.
- sądząc po Twoim głosie stwierdzam, że o mnie myślałaś. - od razu rozpoznałam charakterystyczny ton. to był Liam.
- hahaha, zgadłeś. - odpowiedziałam śmiejąc się.
- to skoro tak bardzo się za mną stęskniłaś może spotkamy się dziś? - zaproponował. miał rację. stęskniłam się, choć widzieliśmy się niedawno.
- a chętnie. a co będziemy robić? - skierowałam ku niemu kolejne pytanie.
- hm... kontynuować to, co zaczęliśmy wczoraj wieczorem. - hahahaha, rozwaliła mnie ta jego propozycja.
- heh, okej. to o której?
- za godzinkę?
- okej. wpadniesz po mnie, czy jak? - zapytałam
- pewnie. 
- to do zobaczenia. 
- no pa. - powiedział, a ja przycisnęłam czerwoną słuchawkę, która spowodowała, że połączenie zostało przerwane. od razu zabrałam się do przygotowywania się do randki. choć czy właściwie mogłam nazwać to randką? raczej tak. wybrałam wiele zestawów i po kolei każdy przymierzałam. ostatecznie zdecydowałam się na rurki, luźną koszulkę na ramiączkach, sweterek i conversy. w łazience wykonałam lekki makijaż i ogarnęłam z lekka włosy. wyglądałam w miarę okej. stanęłam przed lustrem i uśmiechnęłam się. czy widzę to co chcę zobaczyć? tak! widzę szczęśliwą dziewczynę, która w końcu jest zadowolona ze swojego życia. wszystko powoli zaczyna się układać. "nieszczęście, jak miłość, wiąże ludzi w jedno". i tak jest i również w przypadku moim i Liama. połączyło nas moje nieszczęście. to tylko przez moje chwilowe załamanie się poznaliśmy. tak wiele zmienił jeden dzień. słysząc dzwonek, który wybudził mnie z transu rozmyślań aż podskoczyłam. trochę się przestraszyłam. 
- o, już jesteś. - powiedziałam otwierając drzwi, u progu których stał Liam. 
- tak. za wcześnie? - zapytał całując mnie w policzek na powitanie. 
- nie, skądże. idę na górę wezmę jeszcze tylko torebkę. wejdź jak chcesz. - powiedziałam i skinęłam ręką w stronę salonu na znak, że jeżeli ma ochotę może na chwilę tam się udać. 
- chętnie. - odpowiedział. zamknął za sobą drzwi i pokierował się tam, gdzie zezwoliłam mu pójść. 
wbiegłam szybkim tempem do mojego pokoju. chwyciłam do ręki ulubioną torbę i spakowałam do niej telefon, portfel, błyszczyk i inne rzeczy, które mogłyby być mi przydatne. zeszłam z powrotem na dół i ujrzałam Liama wpatrującego się w zdjęcie, na którym widniała postać mojego taty oraz ja. łezka zakręciła mi się w oku. 
- ojj, przepraszam. wiem, nie powinienem. - powiedział zakłopotany. chciał wytłumaczyć się z rzeczy, którą zrobił i która praktycznie nie była szkodliwa, więc jego tłumaczenia tak jakby były zbędne. za bardzo się przejmuje. ale za to jest taki kochany. 
- nie ma sprawy. 
- idziemy? - podszedł bliżej i objął mnie w pasie. 
- mhm. - przytaknęłam i skierowaliśmy się w stronę drzwi. wyszliśmy, a następnie podążaliśmy dróżką prowadzącą do parku. 
gdy już wkroczyliśmy w alejki ujrzeliśmy wiele zakochanych par. czy my też tak wyglądamy? możliwe. 
usiedliśmy na najbliższej ławce i chwilę trwaliśmy w ciszy. 
- Rossie... - zaczął Liam. 
- tak? - spytałam. 
- jesteś inna. - odrzekł. 
- w jakim sensie? - odparłam lekko zdezorientowana. troszkę dziwnie to zabrzmiało. 
- wyjątkowa. różnisz się od innych dziewczyn. 
- w dobrym czy złym sensie?
- oczywiście, że w dobrym głuptasie. - uspokoił mnie i objął swoim ramieniem. 
nastąpił kolejny etap ciszy. lecz ta cisza była inna. była przyjemna. miałam okazję przemyśleć to i owo. potrzebowałam tego. trwać moment bez rozmowy wiedząc, że obok siedzi ktoś kogo kocham. tak, w końcu przyznałam. kocham Liama, jak nigdy nikogo. ale czy on czuje to samo? pewna nie jestem. 
- kocham Cię. - mruknął pod nosem Liam. 
- słucham? - odpowiedziałam zmieszana. 
- muszę Ci coś powiedzieć. 
- zamieniam się w słuch. - powiedziałam, oczywiście w przenośni. 
- bo wiesz... muszę zaryzykować i powiedzieć Ci co czuję. muszę odważyć się i wyjawić to co trzymam w sobie... jak Cię wtedy uratowałem, poczułem pewną więź między nami. czułem i czuję się za Ciebie odpowiedzialny. może nie znamy się zbyt długo, ale zależy mi na Tobie. jesteś niesamowitą dziewczyną. nigdy jeszcze tak wspaniałej nie spotkałem... i podobasz mi się, nawet bardzo. - w końcu wydusił to z siebie. 
- czuję dokładnie to samo. jesteś dla mnie jak własne powietrze. od momentu, gdy Cię wtedy ujrzałam nie opuszczasz mnie w myślach ani na krok. jesteś uzależniający jak narkotyk. podobasz mi się, nawet bardzo. - pod koniec zacytowałam jego słowa. nasze usta połączyły się czułym pocałunkiem. tak mogłabym trwać wieki. 
* Liam's Perspective * 
jestem z siebie cholernie dumny. w końcu poszedłem za głosem serca, które całkowicie było oddane Rose. wierzę, że razem będziemy szczęśliwi. ona koloruje ten smutny, czarno-biały świat, który mnie otacza. gdyby nie ona, tęcza, która teraz radośnie widnieje w mojej podświadomości, nie pojawiłaby się, a ja nie byłbym takim szczęściarzem. wiem, że ją kocham. teraz jestem tego pewien w stu procentach. 




osiem!<3 heheheh. dumna jestem z siebie nawet! :) ten rozdział rozpoczęłam już wczoraj, ale nie mogłam go dokończyć, więc przełożyłam to na dziś. mam nadzieję, że będziecie zadowoleni! xx 

środa, 29 lutego 2012

info.

siema. może będzie niemiło ale dziś nie dodam rozdziału bo mam jakąś blokadę i nie mogę dokończyć, wrr. jutro postaram się skończyć a jak mi się uda to może zacznę i kolejny pisać. dobra to żegnam i do następnego <3! 

wtorek, 28 lutego 2012

rozdział siódmy.

weszłam do środka i ujrzałam Harrego, Louisa, Nialla i Zayna. wygłupiali się i na początku nie zwrócili na mnie uwagi. dopiero, gdy Liam wszedł i odchrząknął informując ich, że w pomieszczeniu znajduje się ktoś jeszcze. 
wtedy cztery pary oczu skierowały się na mnie, a ja lekko się zarumieniłam. 
- hej Rossie! - jako pierwszy pobiegł do mnie Harry i mocno uścisnął. 
- hej, my się chyba nie znamy. - stwierdził Louis i uśmiechnął się do mnie. - jestem Lou, a to ... - nie zdążył do kończyć bo przerwałam mu w tym. 
- znam wasze imiona. - przesłałam uśmiech. - jestem Rossie. 
- a więc miło Cię poznać Rossie. - powoli zbliżył się do mnie miły blondynek, który na imię miał Niall. identycznie wyobrażałam go sobie w moich snach. taki uśmiechnięty, miła aura aż od niego bije i razi innych ludzi. 
- mi również miło. - uśmiechnęłam się najpiękniej potrafiłam. chyba mi to wyszło i wyglądało całkiem przyzwoicie. 
- to co robimy? - zapytał znudzony Liam patrzący z boku na całą sytuację zachodzącą pomiędzy mną, a chłopakami. 
- co powiecie na horror? - zaproponował Zayn, który odezwał się po raz pierwszy odkąd weszłam na teren ich posiadłości.
- no nie wiem... - odpowiedziałam niepewnie. w końcu bałam się horrorów od niepamiętnych mi czasów. 
- dawaaj. usiądziesz koło mnie i jak będziesz się bała to się do mnie przytulisz, okej? - zapytał Harry i spojrzał na mnie zalotnym wzrokiem. uśmiechnął się czule, aż nie mogłam się oprzeć jego słodkim dołeczkom. 
- haha, okej. ale po drugiej stronie chcę mieć Liama. - skierowałam swój wzrok w stronę Payna, który lekko zazdrosny spoglądał na Harrego. że też musiał wypalić z taką propozycją akurat teraz, kiedy chciałam się choć trochę zbliżyć do Liama. 
- ok. - Payne zbliżył się do mnie i uśmiechnął się niewinnie. 
- grasz na dwa fronty? - zapytał Lou po czym wszyscy wybuchnęli śmiechem oprócz mnie i Liama. 
- nie, nie. - zaczęłam zmieszana się tłumaczyć. 
- przecież żartuję. - oznajmił Louis. uff. całe szczęście. myślałam, że mówi całkiem serio. właściwie, to tak to odebrałam. jak widać, ma chłopak ogromne poczucie humoru. 
- to skoro będziemy oglądać film, to ja idę przygotować coś sobie do jedzenia. - powiedział Niall kierując się do ich ogromnej kuchni. 
- tak, tak. czytałam coś o tym. Niall forever hungry. - zaśmiałam się głośno. w moje ślady poszła reszta towarzystwa, jedynie blondynek wychylił lekko zarumienioną twarzyczkę. widocznie się zawstydził. 
po chwili dołączył do nas siadając z wielką michą popcornu pomiędzy Zaynem, a Louisem. nareszcie zaczął się film. a może nie nareszcie, bo byłam mocno zdenerwowana tym, że oglądam horror. strasznie przerażały mnie filmy tego gatunku. i tak było i tym razem. w krwawych momentach zakrywałam twarz pobliską poduszką i wtulałam się w Liama, a Harry złapał mnie za rękę. to było troszkę dziwne. wcześniej nie doceniałam uroków curly boya. dopiero teraz dostrzegłam jak bardzo jest uroczy. byłam rozdarta. w końcu tak bardzo podobał mi się Liam, a zarazem i Harry. muszę to wszystko jeszcze dokładnie przemyśleć. 
nastąpił koniec filmu. wszyscy udaliśmy się na taras, gdzie usiedliśmy. Niall zagrał na gitarze piosenkę "More Than This" do której zaśpiewali wszyscy członkowie One Direction. ten widok widywałam jedynie w snach. do tej pory. ogarnęłam sytuacje i zorientowałam się, że dzieję się coś o czym marzy miliony dziewczyn na świecie. poznałam jeden z ulubionych zespołów. polubiliśmy się. czekam na dalszy rozwój naszej znajomości. 
* Liam's perspective *
siedziała tuż koło mnie i wtulała się ze strachu w moje ramiona. znam ją niedługo, ale czuję jakbym znał ją wieczność, mimo, że nie wiem o niej zbyt wiele. w końcu to przede mną się otworzyła i powiedziała mi wszystko co czyni jej życie bezsensownym. w końcu to ja uchroniłem ją przed śmiercią. co by było gdybym wtedy się nie zjawił... *awwwr* nie mam ochoty o tym myśleć. widocznie przeznaczenie sprawiło, że byłem tam i, że ją spotkałem oraz uratowałem. najwidoczniej jesteśmy sobie pisani. Rossie jest wspaniałą dziewczyną. zupełnie inną od tych wszystkich zakochanych w sobie egoistek, które napotykałem. zdarzają się wyjątki, a takim wyjątkiem jest Rose. na prawdę mi na niej zależy i chcę ją bliżej poznać. mam tylko nadzieję, że moich planów nie popsuje Harry. muszę z nim o tym pogadać. 
z rozmyślań wyrwała mnie Rossie, która zakomunikowała, że film się już skończył. wyszliśmy na taras i jak to w naszym zwyczaju zaczęliśmy śpiewać piosenki, do których przygrywał Niall. na dziś wybraliśmy jednogłośnie "More Than This". podczas moich solówek słowa kierowałem do Rose, która uśmiechnięta spoglądała po kolei na każdego z nas. podobało jej się jak śpiewamy. w końcu była moją wymarzoną Directioner.
- muszę już iść. - powiedziała Rossie, a chłopaki tylko smutno pożegnali się nią. 
- mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. - stwierdził Lou. 
- ja też. - po raz kolejny uśmiechnęła się ukazując rząd idealnie białych zębów. obudziłem się i ruszyłem w jej kierunku. 
- czekaj. odprowadzę Cię. - powiedziałem i chwyciłem bluzę, którą założyłem na siebie. 
- ok. 
oddaliliśmy się od domu. zauważyłem, że jest jej zimno. zdjąłem bluzę, po czym zarzuciłem na nią i objąłem ją swoim ramieniem. nim się zorientowałem byliśmy już pod jej domem. odwróciłem się na pięcie w jej stronę. spojrzeliśmy sobie w oczy. zaczęliśmy się ku sobie zbliżać i... w końcu nastąpił ten moment, na który czekałem tak długo. wreszcie pocałowałem dziewczynę, na której na prawdę mi zależało. 
- dziękuję Liam, za wszystko. - powiedziała, a do jej oczu napłynęły łzy. byłem aniołem stróżem zesłanym na ziemię, aby ją chronić przed przeciwnościami losu. w odpowiedzi lekko i czule musnełem na pożegnanie jej usta. zaczekałem aż przekroczy próg drzwi i poszedłem uradowany w stronę domu. ten dzień wiele zmienił. 




woooohooo, witamy siódemkę!<3 trochę się trudziłam z tym rozdziałem, ale w końcu go dokończyłam i może jest jaki jest ale ogółem spoko! ciao x

poniedziałek, 27 lutego 2012

rozdział szósty.

obudził mnie dźwięk przychodzącego sms.


Nadawca: Liam. 
Treść: no hej. wstałaś już? nie śpij zbyt długo ;) x 


Odpisałam i kliknęłam przycisk WYŚLIJ.


Odbiorca: Liam. 
Treść. siemka. spałabym, ale mnie obudziłeś, dzięki. haha. miłego dnia xx


Wygrzebałam się z cieplutkiego łóżka i poszłam do łazienki. Umyłam włosy, wysuszyłam je i postanowiłam zostawić je w nieładzie. idealne długie loki opadały mi na ramiona. zeszłam na dół i zjadłam śniadanie wcześniej przygotowane przez moją mamę. niestety weekend już się skończył i musiała wracać do pracy. zostawiła mi jedynie karteczkę, w której życzyła mi ciekawie spędzonego poniedziałku. po spożyciu porannego posiłku ponownie udałam się do swojego pokoju. spojrzałam w wyświetlacz telefonu, który co chwile się podświetlał, co oznaczało, że mam nieodebrane połączenie lub wiadomość. pokazał mi się komunikat, że Liam dzwonił do mnie dwa razy. pośpiesznie oddzwoniłam. 
- Rossie? - zapytał od razu odbierając telefon. 
- tak. dzwoniłeś, prawda? - spytałam. 
- mhm. co dziś porabiasz? - skierował w moim kierunku kolejne pytanie. 
- właściwie to nie mam żadnych planów. - odpowiedziałam. 
- ach, to nawet dobrze. co powiesz na to, że przedstawię Cię moim kumplom? Harry bardzo Cię polubił, więc czas poznać resztę. - zaproponował. chwilę zastanawiałam się, bo w końcu kim ja jestem? zwyczajną dziewczyną, na którą zwrócił uwagę taki chłopak!! i jeszcze poznał mnie w takich okolicznościach... no cóż. przynajmniej go poznałam i bardzo polubiłam. mam nadzieję, że ze wzajemnością. 
- yyyych. - wymamrotałam. 
- zgódź się, błagam! 
- no okej, okej. - w końcu uległam. właściwie to znów chciałam go zobaczyć i spotkać się z nim. 
- dobra, to napisz mi adres sms, a ja po Ciebie wpadnę za godzinę, ok? - zapytał. 
- dobrze, lecę się szykować. papa - pożegnałam się i zakończyłam rozmowę nie czekając nawet na jego odpowiedź. z hukiem wbiegłam do garderoby przebierając po kolei każde ubranie. 
- mam tyle ciuchów, a jak zwykle nie mam się w co ubrać! - krzyknęłam wciąż poszukując czegoś stosownego na dziś. przymierzając coraz to kolejne ciuchy wpadałam w coraz większe zakłopotanie. po długim poszukiwaniu wybrałam waniliowy sweter, ciemne rurki i białe conversy. wydawało mi się to najlepsze ze wszystkich propozycji. zorientowałam się spoglądając na zegarek, że za 15 minut muszę już być całkowicie gotowa. podbiegłam do łazienkowego lustra i przeciągnęłam mascarą rzęsy, a usta delikatnym błyszczykiem. schowałam do torebki telefon i inne rzeczy, które mogłyby mi być przydatne. zbiegłam na dół nucąc pod nosem ulubioną piosenkę. usłyszałam ciche trąbnięcie, a po chwili ktoś zapukał do drzwi wejściowych. otworzyłam je i ujrzałam uśmiechniętego Liama. 
- no witam, witam. - przytulił mnie na powitanie. a ja uśmiechnęłam się szeroko. - proszę za mną. - złapał mnie za rękę i zaprowadził wprost do jego samochodu. otworzył mi drzwi jak dżentelmen i skinął ręką gestykulując, żebym usiadła na miejscu pasażera. jak kazał tak zrobiłam. wsiadł na fotel koło mnie i włączył radio. akurat leciała piosenka Gotta Be You. zaczął śpiewać słowa kierując do mnie. 


Girl I see it in your eyes you're disappointed
Cause I'm the foolish one that you anointed with your heart
I tore it apart
And girl what a mess I made upon your innocence
And no woman in the world deserves this
But here I am asking you for one more chance

Can we fall, one more time?
Stop the tape and rewind
Oh and if you walk away I know I'll fade
Cause there is nobody else

It's gotta be you
Only you
It's gotta be you
Only you

Now girl I hear it in your voice and how it trembles
When you speak to me I don't resemble, who I was
You've almost had enough
And your actions speak louder than words
And you're about to break from all you've heard
Don't be scared, I ain't going no where

I'll be here, by your side
No more fears, no more crying
But if you walk away
I know I'll fade
Cause there is nobody else

It's gotta be you
Only you
It's gotta be you
Only you

Oh girl, can we try one more, one more time?
One more, one more, can we try?
One more, one more time
I'll make it better
One more, one more, can we try?
One more, one more,
Can we try one more time to make it all better?

Cos its gotta be you
Its gotta be you
It's gotta be you
Only you

It's gotta be you
Only you



nim się zorientowałam byliśmy już na miejscu. obejrzałam się i ujrzałam ogromny dom. no tak... ale czego innego w końcu mogłam się spodziewać? 
- proszę Cię, są lekko stuknięci, ale kocham ich jak braci. - powiedział patrząc mi prosto w oczy. 
- dobrze, dobrze. - złapał mnie za rękę i podprowadził pod drzwi, które przede mną otworzył. 

czwartek, 23 lutego 2012

rozdział piąty.

- wstawaj! - usłyszałam nawoływanie mamy.
- mamo, bez przesady. - próbowałam ją uspokoić. 
- co bez przesady? wiesz, która godzina? - spytała z troską. 
- mam wakacje, spokojnie. - protestowałam. 
- ale nie będziesz marnowała tak pięknego dnia na wylegiwaniu się w łóżku. pogodziłaś się z Vicktorią, więc nadrób stracony czas. - zaproponowała. miała racje. dzisiejszy dzień był bardzo upalny i ładny. 
- no dobrze, ale jeden warunek! 
- jaki? 
- na śniadanie zrobisz mi naleśniki z nutellą i bananami. okej? - coś za coś. czasami lubię zaszantażować. 
- no dobrze. powiedzmy, że będzie to taka mała pokuta za to, że nie miałam dla Ciebie czasu, ale nic więcej. rachunki wyrównane, tak? - chciała się upewnić, że nic więcej nie wymyślę. 
- no dobra, dobra. - mama opuściła mój pokój, a ja powoli przeczołgałam się do łazienki. wzięłam chłodny prysznic, umyłam zęby i uczesałam włosy. zostawiłam je rozpuszczone, bo wyjątkowo ładnie mi się ułożyły. 
zeszłam na dół i poczułam smakowity zapach mojego przepysznego śniadania. mama przygotowała dwie porcje. sama również nie mogła się oprzeć takiej pokusie. 
- pychota. - podsumowałam odnosząc brudne talerze do zmywarki. 
- potwierdzam. - mama potwierdziła. weszłam ponownie do pokoju i wybrałam numer Vicktorii.
- halo? - odezwała się lekko zaspanym głosem. 
- wstawaj. za godzinę jestem u Ciebie i wychodzimy na miasto. zobaczy tylko jaka ładna pogoda. - powiedziałam. nie chciałam nawet słyszeć sprzeciwu. 
- no... dobrze. to ja kończę idę się szykować. pa i buziaki. - pożegnała się ze mną. 
- papa. - odpowiedziałam i rozłączyłam się. 
pobiegłam do łazienki i pomalowałam rzęsy tuszem, a usta musnęłam ulubionym truskawkowym błyszczykiem. jeszcze na moment włączyłam laptopa i otworzyłam twittera, w celu zobaczeniu nowych newsów. rzucił mi się w oczy wpis "Liam Payne ma dziewczynę?!" szybko kliknęłam w link przekierowujący do artykułu. to co zobaczyłam wywołało u mnie szok termiczny. odskoczyłam od monitora i stałam jak oparzona.
- t-to ja. ja jestem jego dziewczyną? - spytałam. jak Ci reporterzy potrafią spaprać sprawę. miałam się skupić na mamie, Vicktorii, a oni mi o Liamie przypomnieli. no świetnie... i znów myśli o nim nie odstąpią mnie na krok. ale cóż ja poradzę? on tak strasznie mi się podoba. nie miałam ochoty czytać komentarzy, bo na pewno byłaby to kolejna sterta bzdur. spojrzałam, która godzina i z pośpiechem wyszłam z domu w umówione miejsce. Vicky jak zwykle się spóźniła. jako pierwszą stację naszej "wędrówki" wybrałyśmy kawiarnię Starbucks. wybrałam Carmel Coffee, co było przewidziane, bo tą kawę traktowałam jako cud świata. bardziej od niej uwielbiałam chyba jedynie muzykę. rozejrzałam się jeszcze i dojrzałam przy stoliku Liama wpatrującego się we mnie. gdy zorientował się, że go zauważyłam wstał i podszedł do mojego stolika, przy którym siedziała też Vicktoria. 
- cześć Rossie. - przywitał się ze mną przesyłając mi przy tym piękny uśmiech. 
- hej Liam. - odwzajemniłam uśmiechem. 
- OMG! t-to Liam. boże... - Vicks z zaskoczenia zaczęła się jąkać. 
- heej. - powitał się niepewnie. 
- Vicky... to jest Liam, co pewnie już i tak wiesz. Liam... to jest Vicktoria. - przejęłam inicjatywę i przedstawiłam przyjaciółce kumpla. Liama przyjacielem raczej nie mogłam jeszcze nazwać, choć nadaje się na niego idealnie. 
- skąd wy się znacie co? - wdech wydech. Vicky z wrażenia ledwo co oddychała. 
- jakoś tak wyszło. - powiedział Liam i puścił mi oczko. wiedziałam co miał na myśli. między innymi w jaki sposób się spotkaliśmy. ten dzień. to, co prawie zrobiłam. teraz jedynie wstydzę się za to. 
- hm.. ej a co wy się tak na siebie patrzycie? o czymś jeszcze nie wiem? - wypytywała ciekawska. 
- eee. - spojrzeliśmy z Paynem na siebie znacząco. - my się kumplujemy. - podsumowałam. Liam potwierdził. po chwili doszedł do nas jego towarzysz. 
- my się chyba jeszcze nie znamy. - przywitał się wysoki brunet o kręconych włosach. 
- możliwe... jestem Rossie. - odpowiedziałam. 
- ja Vicky. 
- a ja Harry. 
resztę czasu spędzonego w czteroosobowym gronie spędziliśmy na ciekawej rozmowie o różnych tematach, których nam nie brakowało. bardzo się polubiliśmy. zapowiadała się miła znajomość. 


dobra piątka już jest, heh. cieszę się niezmiernie. :P postaram się jutro napisać szóstkę ale nie obiecuję! >D 
pozdro! x
BTW. pewnie już zauważyliście, że u mnie na blogu nie można komentować. powodem tego jest to, że po prostu nie lubię czytać komentarzy i nudzi mnie to. tak, tak dziwna jestem, przyzwyczaicie się. xd 

środa, 22 lutego 2012

rozdział czwarty.

- cholerny budzik. - krzyknęłam budząc się z dosyć przyjemnego snu. wygramoliłam się z łóżka i zeszłam po schodach do kuchni. otworzyłam lodówkę i jedyne co ujrzałam co było zdatne do zjedzenia na śniadanie to mleko. wyjęłam z szafki płatki i przygotowałam je sobie. dostrzegłam odsypiającą na sofie mamę. nie przejęłam się tym za bardzo. taki widok po prostu stał się już rutyną. usiadłam samotnie przy stole i zjadłam. znów weszłam na górę do pokoju i wykonałam poranną toaletę. dziś sobota.
- nie Rossie... musisz się za siebie wziąć... wyglądasz jak potwór. - zwróciłam się sama do siebie. tak, rzeczywiście. przez te wszystkie ostatnie wydarzenie nie byłam w najlepszej formie. zaraz po przypomnieniu sobie słów Liama o sensie życia rozpromieniłam się i obiecałam sobie poprawę. postanowiłam, że pójdę dziś na zakupy do centrum. w końcu muszę kupić sobie jakieś nowe ciuchy. włączyłam muzykę i w rytmie piosenki " Dance with me tonight " Olly'ego Mursa wybrałam ubranie na dziś po czym założyłam je na siebie. ponownie zeszłam na dół i wzięłam ze słoika z pieniędzmi na CZARNĄ GODZINĘ środki pieniężne niezbędne do zakupu nowych ubrań. napisałam mamie kartkę żeby zwróciła do słoika taką samą sumę. oczywiście wzięłabym sama od niej te pieniądze, ale nie miałam ochoty jej budzić, co wiązało by się z kolejnym ochrzanem od niej. wyszłam z domu i pokierowałam się w stronę centrum. na sam początek udałam się do H&M. wypatrzyłam tam bluzkę RAMONES. identyczną ma Harry Styles. ucieszyłam się bo od dawna jej szukałam. w tym samym sklepie zakupiłam jeszcze parę koszulek. następnie poszłam do jeszcze paru sklepów, w których nie zobaczyłam niczego specjalnego. moją uwagę przykuły prześliczne okulary przeciwsłoneczne Ray Ban. je również kupiłam. do moich dzisiejszych nabytków dołączyła również para czerwonych Conversów. można powiedzieć, że zakupy zaliczam do udanych. znudziło mnie już bieganie po sklepach, więc poszłam do MilkShake City. zakupiłam shake'a, który był nazwany shake'm 1d. szczerze mówiąc bardzo mi smakował. po spożyciu go wróciłam do domu. mama już nie spała i robiła obiad. 
- mamo? co Ty tu robisz? nie powinnaś być w pracy? - zapytałam zdziwiona. 
- nie Rosse. zrozumiałam coś. musimy pogadać. - zaczęła niepewnie. 
- wow. w końcu się obudziłaś i dostrzegłaś, że masz córkę? - spytałam ironicznie. 
- słyszałam o tym co chciałaś zrobić. i wiem, że to w pewnej części moja wina. przepraszam. kocham Cię Rossie. nie wiem co bym zrobiła, gdybyś wtedy skończyła i pożegnała się z życiem. - po tym co powiedziała zatkało mnie. ostatni raz mówiła mi, że mnie kocha parę miesięcy temu, a może nawet i lat. 
- mamo. ja też przepraszam. - odpowiedziałam i mocno się w nią wtuliłam. stęskniłam się za tym uczuciem, że mam rodzicielkę, która mnie kocha i się o mnie troszczy.   
- obiecuję, że będę Ci przeznaczała więcej czasu. jeszcze raz przepraszam! - powiedziała, a z mych oczu poleciały łzy. z jej również. stałyśmy tak w ciszy jeszcze chwilę. 
- mamo. tęskniłam! - powiedziałam i jeszcze mocniej ją przytuliłam. 
- ja także! - pocałowała mnie w czoło. i w ten oto sposób pogodziłam się z matką, z którą tyle czasu żyłam w niezgodzie i nie szanowałam jej. w końcu mogłam się przyznać, że kochałam ją, kocham i kochać będę.
pokazałam jej jeszcze zakupione przeze mnie rzeczy i pobiegłam uradowana do pokoju. uśmiech nie schodził mi z twarzy. z "bananem" na twarzy siedziałam i oglądałam zdjęcia w albumie. nagle weszła mama. 
- dosyć dawno tu nie bywałam. - stwierdziła i usiadła koło mnie. teraz obydwie przeglądałyśmy fotografie, które wywoływały masę wspomnień. 
- a jak z Jasperem kochanie? - zadała pytanie, które możliwe, że nie powinna zadawać. 
- już nie jesteśmy razem. zdradził mnie z Vickorią. 
- co?! z Vicktorią Marley? - zdziwiła się. 
- tak, niestety tak. - odpowiedziałam.
- nie wierzę.. wybaczyłaś jej? - spytała.
- nie i nie wiem czy powinnam.
- kochanie.. to twój wybór i to Ty musisz podjąć decyzję, ale pamiętaj, że zawsze warto dać osobie, którą się kocha drugą szansę, bo inaczej bardzo dużo stracisz. - poradziła mi.


I don't know where you're going
And I don't know why

But listen to Your heart

Before you tell him goodbye


Przypomniały mi się słowa tej piosenki. idealnie pasowały do słów mamy. słuchaj serca... słuchaj serca... ale jak?! skoro wciąż kłóci się z rozumem proponując mi zupełnie inną radę?! - krzyczałam w myślach. 
- jeszcze nie wiem, muszę to przemyśleć. - odpowiedziałam. 
- tak, rozumiem. - powiedziała. - to ja wyjdę. zostawiam Cię sam na sam z myślami. - dodała po chwili. 
tak jak powiedziała, tak zrobiła. zostałam sama. towarzyszyły mi jedynie myśli. wybaczyć jej, czy nie. ciągle krążyło to mojej głowie. 
- musisz podjąć właściwą decyzję. - stwierdziłam to sama do siebie. dobra decyzja równa się ze szczęściem, zła ze smutkiem. nie chcę znów cierpieć. ale co mam zrobić? tak bardzo mnie skrzywdziła. oboje. Vicki i Jasper. mimo wszystko, tak bardzo tęsknię. cholerna tęsknota. za uczuciem, że mam przyjaciółkę. że mam kogoś bliskiego. tak bardzo ją kocham. nie można pozwolić, aby miłość rozdzieliła prawdziwą miłość... kto nie ryzykuję nie zyskuje... a więc podjęłam decyzję. wybaczę jej. wybrałam dobrze znany mi numer i nacisnęłam zieloną słuchawkę. 
- tak? - spytała Vicktoria akceptując połączenie. 
- musimy się spotkać. za piętnaście minut w parku, raczej wiesz jeszcze w którym. 
- no pewnie. zaraz będę. dzięki. 
- za co dziękujesz? - zapytałam. 
- za szanse spotkania się. 
- do zobaczenia w parku, pa. - pożegnałam się.
- pa. - odpowiedziała. 
ubrałam ciepłą bluzę i zeszłam na dół. 
- idę się spotkać z Vicky. - oznajmiłam mamie. 
- dobrze, to znaczy, że już zgoda? 
- nie, jeszcze nie. - odpowiedziałam i wyszłam zamykając za sobą drzwi. udałam się w wyznaczone miejsce. Vicktoria już na mnie czekała. 
- cześć. - przywitała się ze mną jak zawsze miło i ciepło. 
- witaj. - odpowiedziałam bez żadnych emocji. chwilę trwałyśmy w ciszy. słychać było jedynie dźwięki przejeżdżających w okolicy samochodów. 
- a więc... po co chciałaś się spotkać? - zaczęła w końcu rozmowę. zawsze była niecierpliwa. 
- bo wszystko przemyślałam. i wiem, że jesteśmy wobec siebie zbyt blisko, abyśmy zakończyły naszą przyjaźń. Vicktoria, ja Ci wybaczam, ale to ma się nigdy nie powtórzyć. rozumiesz? - spytałam przez łzy, które zaczęły masowo spływać po moich zaczerwienionych policzkach. Vicky również płakała. 
- oczywiście. nigdy więcej! - zapewniła mnie. wtuliłyśmy się w siebie nawzajem i obie udałyśmy się do swoich domu. wbiegłam do kuchni i krzyknęłam - wróciłam! 
- i jak? - zapytała mama wychylając głowę z drzwi prowadzących do łazienki. 
- a dobrze, pogodziłyśmy się. - powiedziałam z ogromnym uśmiechem. opadłam zmęczona dzisiejszymi wrażeniami na łóżko, którego nawet nie zaścieliłam od wczorajszego wieczoru. leniwa jestem... fakt. 
jeszcze raz spojrzałam na plakat 1D. wpatrzyłam się oczy Payna. mają taki ładny odcień. można w nich utonąć... dosłownie. to wszystko co dziś się stało kompletnie mnie wykończyło, więc szybko zasnęłam. 





dobra, to kolejny rozdział już jest, uhuhu. cieszę się. możliwe, że możecie nie rozumieć mojego opowiadania, bo wydarzenia bardzo szybko się dzieją, ale taki miałam zamiar. później zobaczycie jak to będzie i wgl i na pewno będziecie już ogarniać. siema i pozdro!