piątek, 10 lutego 2012

Prolog .

Chciałabym to opowiadanie zadedykować Julii, która całkowicie sprawdza się w roli przyjaciółki i to właśnie ona pomaga mi zawsze w ocenie opowiadań, które piszę <3 xx


- tak bardzo Cię kocham! - powiedziała wtulając się w jego ramiona. w nich czuła się
bezpieczna. 
- ja Cię też. - odpowiedział. ich twarze zaczęły się do siebie zbliżać. dzieliły je jedynie już parę milimetrów.  połączyły się namiętnym pocałunkiem. uwielbieli takie chwile. 
Liam jest taki romantyczny, czuły i wrażliwy. i to czyni go tak wyjątkowym. 
za to Rosse należy do osób nieśmiałych, lecz w głębi drzemie w niej ogromny temperament. 
włączyli telewizję i obejrzeli "Love Actually". był on ich ulubionym filmem. pierwszy raz razem obejrzeli go na pierwszej randce, którą bardzo miło wspominali. pod koniec oboje zasnęli.
*
obudziła się w objęciach Payna. on już nie spał. przywitał ją niewinnym uśmieszkiem. 
- widzę, że moja księżniczka już wstała. - stwierdził i ucałował Rosse w czoło.
- dzień dobry. - powiedziała na powitanie. 
ich wzrok skierowany był ku sobie. wpatrzeni byli w siebie jak w obrazek.
zresztą jak zawsze, gdy tylko na siebie patrzeli. 
łączyło ich ogromne, głębokie uczucie, które miało nigdy nie wygasnąć.
Liam udał się do kuchni i przyniósł na tacy wcześniej przygotowane śniadanie dla Rosse. 
- jesteś taki kochany. - powiedziała i uśmiechnęła się najpiękniej jak tylko potrafiła. odwdzięczył się jej równie pięknym uśmiechem. 
*
kropla krwi spłynęła na ulubiony dywan mamy Rosse w kolorze lawendowym. 
- choć tu niezdaro! - powiedział Liam, podniósł jej skaleczony palec, a ranę zakleił plastrem w słodkie misie. 
- to tylko małe skaleczenie. - protestowała. 
- tak, tak ale może się wdać jakieś zakażenie, czy coś. 
- tak, tak. wierzysz w bajki, które opowiadały higienistki. zobacz! przecież to tylko mała ranka spowodowana zacięciem się kartką papieru. - starała się mu uświadomić, że nie jest to nic poważnego. on jednak nie dawał za wygraną. 
- to moja wina, że się o Ciebie martwię?! wiesz dobrze, że nie pozwolę, aby stało Ci się coś złego. 
*
zorientowała się, że ktoś ją woła. odwróciła się. z daleka rozpoznała znaną jej sylwetkę Payna. 
podbiegła i rzuciła mu się w ramiona. jak już wspomniałam... w nich czuła się bezpiecznie. 
spacerowali alejkami londyńskiego parku. 
zaczął padać deszcz. 
nie przeszkadzało im, że mokną. liczyła się tylko ta chwila. 
w pewnym momencie Liam udał się w opustoszałą część parku. 
nie wiedziała o co chodzi, co znów wymyślił jej ukochany. 
wreszcie. wybiegł zdenerwowany. stanął przed nią i uklękł. 
- Rosse. Kocham Cię i zawsze będę. Chcę abyś już na zawsze była najważniejszą częścią mego życia.
Chcę żyć ze świadomością, że jesteś moja. Że nikt nie ma prawa Cię mi odebrać. - powiedział.
 - wyjdziesz za mnie? - po chwili dodał. 
nastała niezręczna cisza. była zaskoczona. choć długo czekała na tą chwilę. kochała go. tak bardzo go kochała. 
wiedziała, że jest on tym jedynym. że nic ich nie rozłączy. 
stali na środku drogi wpatrzeni w siebie. on dobrze znał odpowiedź. 
Rosse stała zamyślona. myślała co zrobić. chciała powiedzieć TAK. 
oślepiło ją bardzo jasne światło i poczuła lekkie szturchnięcie w prawą stronę. upadła na przy przydrożny trawnik. straciła wszystko z pola widzenia.