środa, 22 lutego 2012

rozdział czwarty.

- cholerny budzik. - krzyknęłam budząc się z dosyć przyjemnego snu. wygramoliłam się z łóżka i zeszłam po schodach do kuchni. otworzyłam lodówkę i jedyne co ujrzałam co było zdatne do zjedzenia na śniadanie to mleko. wyjęłam z szafki płatki i przygotowałam je sobie. dostrzegłam odsypiającą na sofie mamę. nie przejęłam się tym za bardzo. taki widok po prostu stał się już rutyną. usiadłam samotnie przy stole i zjadłam. znów weszłam na górę do pokoju i wykonałam poranną toaletę. dziś sobota.
- nie Rossie... musisz się za siebie wziąć... wyglądasz jak potwór. - zwróciłam się sama do siebie. tak, rzeczywiście. przez te wszystkie ostatnie wydarzenie nie byłam w najlepszej formie. zaraz po przypomnieniu sobie słów Liama o sensie życia rozpromieniłam się i obiecałam sobie poprawę. postanowiłam, że pójdę dziś na zakupy do centrum. w końcu muszę kupić sobie jakieś nowe ciuchy. włączyłam muzykę i w rytmie piosenki " Dance with me tonight " Olly'ego Mursa wybrałam ubranie na dziś po czym założyłam je na siebie. ponownie zeszłam na dół i wzięłam ze słoika z pieniędzmi na CZARNĄ GODZINĘ środki pieniężne niezbędne do zakupu nowych ubrań. napisałam mamie kartkę żeby zwróciła do słoika taką samą sumę. oczywiście wzięłabym sama od niej te pieniądze, ale nie miałam ochoty jej budzić, co wiązało by się z kolejnym ochrzanem od niej. wyszłam z domu i pokierowałam się w stronę centrum. na sam początek udałam się do H&M. wypatrzyłam tam bluzkę RAMONES. identyczną ma Harry Styles. ucieszyłam się bo od dawna jej szukałam. w tym samym sklepie zakupiłam jeszcze parę koszulek. następnie poszłam do jeszcze paru sklepów, w których nie zobaczyłam niczego specjalnego. moją uwagę przykuły prześliczne okulary przeciwsłoneczne Ray Ban. je również kupiłam. do moich dzisiejszych nabytków dołączyła również para czerwonych Conversów. można powiedzieć, że zakupy zaliczam do udanych. znudziło mnie już bieganie po sklepach, więc poszłam do MilkShake City. zakupiłam shake'a, który był nazwany shake'm 1d. szczerze mówiąc bardzo mi smakował. po spożyciu go wróciłam do domu. mama już nie spała i robiła obiad. 
- mamo? co Ty tu robisz? nie powinnaś być w pracy? - zapytałam zdziwiona. 
- nie Rosse. zrozumiałam coś. musimy pogadać. - zaczęła niepewnie. 
- wow. w końcu się obudziłaś i dostrzegłaś, że masz córkę? - spytałam ironicznie. 
- słyszałam o tym co chciałaś zrobić. i wiem, że to w pewnej części moja wina. przepraszam. kocham Cię Rossie. nie wiem co bym zrobiła, gdybyś wtedy skończyła i pożegnała się z życiem. - po tym co powiedziała zatkało mnie. ostatni raz mówiła mi, że mnie kocha parę miesięcy temu, a może nawet i lat. 
- mamo. ja też przepraszam. - odpowiedziałam i mocno się w nią wtuliłam. stęskniłam się za tym uczuciem, że mam rodzicielkę, która mnie kocha i się o mnie troszczy.   
- obiecuję, że będę Ci przeznaczała więcej czasu. jeszcze raz przepraszam! - powiedziała, a z mych oczu poleciały łzy. z jej również. stałyśmy tak w ciszy jeszcze chwilę. 
- mamo. tęskniłam! - powiedziałam i jeszcze mocniej ją przytuliłam. 
- ja także! - pocałowała mnie w czoło. i w ten oto sposób pogodziłam się z matką, z którą tyle czasu żyłam w niezgodzie i nie szanowałam jej. w końcu mogłam się przyznać, że kochałam ją, kocham i kochać będę.
pokazałam jej jeszcze zakupione przeze mnie rzeczy i pobiegłam uradowana do pokoju. uśmiech nie schodził mi z twarzy. z "bananem" na twarzy siedziałam i oglądałam zdjęcia w albumie. nagle weszła mama. 
- dosyć dawno tu nie bywałam. - stwierdziła i usiadła koło mnie. teraz obydwie przeglądałyśmy fotografie, które wywoływały masę wspomnień. 
- a jak z Jasperem kochanie? - zadała pytanie, które możliwe, że nie powinna zadawać. 
- już nie jesteśmy razem. zdradził mnie z Vickorią. 
- co?! z Vicktorią Marley? - zdziwiła się. 
- tak, niestety tak. - odpowiedziałam.
- nie wierzę.. wybaczyłaś jej? - spytała.
- nie i nie wiem czy powinnam.
- kochanie.. to twój wybór i to Ty musisz podjąć decyzję, ale pamiętaj, że zawsze warto dać osobie, którą się kocha drugą szansę, bo inaczej bardzo dużo stracisz. - poradziła mi.


I don't know where you're going
And I don't know why

But listen to Your heart

Before you tell him goodbye


Przypomniały mi się słowa tej piosenki. idealnie pasowały do słów mamy. słuchaj serca... słuchaj serca... ale jak?! skoro wciąż kłóci się z rozumem proponując mi zupełnie inną radę?! - krzyczałam w myślach. 
- jeszcze nie wiem, muszę to przemyśleć. - odpowiedziałam. 
- tak, rozumiem. - powiedziała. - to ja wyjdę. zostawiam Cię sam na sam z myślami. - dodała po chwili. 
tak jak powiedziała, tak zrobiła. zostałam sama. towarzyszyły mi jedynie myśli. wybaczyć jej, czy nie. ciągle krążyło to mojej głowie. 
- musisz podjąć właściwą decyzję. - stwierdziłam to sama do siebie. dobra decyzja równa się ze szczęściem, zła ze smutkiem. nie chcę znów cierpieć. ale co mam zrobić? tak bardzo mnie skrzywdziła. oboje. Vicki i Jasper. mimo wszystko, tak bardzo tęsknię. cholerna tęsknota. za uczuciem, że mam przyjaciółkę. że mam kogoś bliskiego. tak bardzo ją kocham. nie można pozwolić, aby miłość rozdzieliła prawdziwą miłość... kto nie ryzykuję nie zyskuje... a więc podjęłam decyzję. wybaczę jej. wybrałam dobrze znany mi numer i nacisnęłam zieloną słuchawkę. 
- tak? - spytała Vicktoria akceptując połączenie. 
- musimy się spotkać. za piętnaście minut w parku, raczej wiesz jeszcze w którym. 
- no pewnie. zaraz będę. dzięki. 
- za co dziękujesz? - zapytałam. 
- za szanse spotkania się. 
- do zobaczenia w parku, pa. - pożegnałam się.
- pa. - odpowiedziała. 
ubrałam ciepłą bluzę i zeszłam na dół. 
- idę się spotkać z Vicky. - oznajmiłam mamie. 
- dobrze, to znaczy, że już zgoda? 
- nie, jeszcze nie. - odpowiedziałam i wyszłam zamykając za sobą drzwi. udałam się w wyznaczone miejsce. Vicktoria już na mnie czekała. 
- cześć. - przywitała się ze mną jak zawsze miło i ciepło. 
- witaj. - odpowiedziałam bez żadnych emocji. chwilę trwałyśmy w ciszy. słychać było jedynie dźwięki przejeżdżających w okolicy samochodów. 
- a więc... po co chciałaś się spotkać? - zaczęła w końcu rozmowę. zawsze była niecierpliwa. 
- bo wszystko przemyślałam. i wiem, że jesteśmy wobec siebie zbyt blisko, abyśmy zakończyły naszą przyjaźń. Vicktoria, ja Ci wybaczam, ale to ma się nigdy nie powtórzyć. rozumiesz? - spytałam przez łzy, które zaczęły masowo spływać po moich zaczerwienionych policzkach. Vicky również płakała. 
- oczywiście. nigdy więcej! - zapewniła mnie. wtuliłyśmy się w siebie nawzajem i obie udałyśmy się do swoich domu. wbiegłam do kuchni i krzyknęłam - wróciłam! 
- i jak? - zapytała mama wychylając głowę z drzwi prowadzących do łazienki. 
- a dobrze, pogodziłyśmy się. - powiedziałam z ogromnym uśmiechem. opadłam zmęczona dzisiejszymi wrażeniami na łóżko, którego nawet nie zaścieliłam od wczorajszego wieczoru. leniwa jestem... fakt. 
jeszcze raz spojrzałam na plakat 1D. wpatrzyłam się oczy Payna. mają taki ładny odcień. można w nich utonąć... dosłownie. to wszystko co dziś się stało kompletnie mnie wykończyło, więc szybko zasnęłam. 





dobra, to kolejny rozdział już jest, uhuhu. cieszę się. możliwe, że możecie nie rozumieć mojego opowiadania, bo wydarzenia bardzo szybko się dzieją, ale taki miałam zamiar. później zobaczycie jak to będzie i wgl i na pewno będziecie już ogarniać. siema i pozdro!